Gobi

XII

Katoszik

Jedziemy dalej. Dzisiejsza trasa polega na objechaniu naszej wydmy dookoła, by znaleźć się po jej drugiej stronie, w osadzie Jagaja. Właśnie przeprawiliśmy się przez wydmę, w jej najwęższym miejscu, po czym znów zaczyna się półpustynia. Piach trochę bardziej ubity i gdzieniegdzie tylko pojedyncze kępy suchych traw.

IMG_2946

Batgerel zatrzymuje samochód, by schłodzić silnik. IMG_2974 To znów nasłuchuje jego brzmienia gazując od czasu do czasu. Coś jednak nie gra, bo Buggy otwiera wielką pokrywę między przednimi siedzeniami, pełną różnych części i kabelków. Tam też znajduje się silnik.
Sięga po ciężką skrzynię z narzędziami i zaczyna majsterkować. Nie mamy pojęcia, czy sprawą należy się martwić, czy też jest to jakaś zwyczajna drobnostka. Na wszelki wypadek nie chcąc zapeszać, siedzimy cicho i czekamy cierpliwie. Uczymy się przy tym nazw poszczególnych narzędzi. IMG_2969Śrubokręt to po mongolsku ARTEI – tak na wypadek, gdyby kiedyś jeszcze było nam to do czegoś potrzebne! Buggy wymienia tarambuler, czymkolwiek on jest i po chwili samochód zapala. Chyba jest ok ,bo Buggy zamyka klapę i ruszamy. Brawo mistrzu!

Ale jakoś nie widzę zadowolenia na jego twarzy. Hmm.. Chyba wciąż coś nie gra. Po kilku kilometrach Buggy znów zwalnia, nasłuchuje… No tak, jeszcze dziś cieszyłam się, że auto bez zarzutu śmiga jak przecinak, a tu proszę. Silnik nagle całkiem gaśnie. Wokół step i cisza, zmącona tylko podmuchami silnego wiatru. Samochód nie odpala mimo wielu prób. Sprawa jest chyba poważna, bo w końcu Buggy całkiem zdejmuje tę wielką pokrywę z przodu, wyjmuje też z samochodu swoje przednie siedzenie, a później w nieskończoność wykręca jedną cześć po drugiej i sprawdza każdy możliwy kabelek. No dobra, wygląda na to, że to grubsza historia. Wymiana filtra paliwa zdaje się na nic, to coś poważniejszego. Paweł drzemie z tyłu, a ja dopytuję się o nazwy poszczególnych części, nie łudząc się nawet, że cokolwiek zrozumiem, ale bardziej po to, by dotrzymać towarzystwa i podnieść na duchu. Wychodzę z samochodu i rozglądam się dookoła… 

IMG_2954-001

Horyzont łączy się ze stepem, górami i wydmą daleko, daleko stąd. Nie widać ani jednej żywej duszy, samochodu czy jurty. IMG_2951

Ciekawe, jak daleko mamy do celu i ile do najbliższej osady?

Z westchnień i pomruków kierowcy próbuję coś wywnioskować, ale wciąż nie mam pojęcia, czy powinniśmy zacząć się naprawdę martwić, czy jest to coś, co możemy jeszcze jakoś rozwiązać. Najgorsze, że Buggy też sprawia wrażenie, jakby nie wiedział, co dokładnie się dzieje. Szuka, sprawdza.. Nagle wymienia kolejną część i pokazuje mi ją:

– Transistor.

– Aaaa… transistor. No tak.

Wymiana nic jednak nie zmienia i samochód wciąż nie chce odpalić. Buggy jedną ręką trzyma kluczyk w stacyjce, drugą przytrzymuje jakiś drucik, by dotykał wielkiej śruby, a nogą dociska na pedał gazu. Cisza.

IMG_2952

Stoimy tutaj już chyba ze dwie godziny. Czy dotrzemy dziś do brata Ogi, czy przyjdzie nam tu nocować? A gdyby tak pójść pieszo po pomoc? Tylko, że póki co, nie wiemy nawet za bardzo, jakiej pomocy potrzebujemy. Przynajmniej na to wygląda.

– Aha!

…to chyba dobry znak po tych godzinach ciszy… Czy to znaczy, że już wiemy, co jest grane?

– Katoszik!!!

– Katoszik??

– Katoszik! – wykrzykuje Buggy

– Aaa.. Katoszik. Paweł, słyszałeś – to katoszik!

Pojęcia nie mam, czym jest katoszik, ale nazwę ma tak przyjazną, że nie może oznaczać niczego złego. No i uśmiech oraz rozluźnienie na twarzy Batgerela sprawia, że aż chce się krzyczeć: ‘Jesteśmy uratowani. To Katoszik!’. Wykręca tą część i pokazuje nam sprawcę naszych dzisiejszych nieszczęść. IMG_2972 A więc tak wygląda katoszik. Sam fakt, że pozbyliśmy się niewiadomej jest już jakiś taki pocieszający…

Ale co to.. zaraz, zaraz! Buggy montuje z powrotem siedzenie, zamyka klapę. Silnik przecież nie odpalił! Ubiera na siebie kurtkę? Musimy iść pieszo… Nie mamy katoszika, więc jedyne, co możemy zrobić, to iść po pomoc.. Do domu Jagaja jest jakieś 20 kilometrów. Tyle to damy radę. Tylko co właściwie  ze sobą zabrać? Spakować wszystkie rzeczy, plecak, śpiwory, jedzenie.. ?

No i co z wodą? Jesteśmy pośrodku niczego, więc wodę trzeba zabrać przede wszystkim. O kradzież naszych rzeczy raczej nie musimy się tu martwić, więc część dobytku możemy zostawić. Pakujemy się w popłochu i po chwili jesteśmy już gotowi ruszać. 20 kilometrów – będzie jakieś pięć godzin pieszo, więc do wieczora chyba dojdziemy…

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*
*
Website

*