Luang Namtha

I

Nie ma w tym niczyjej winy
to nie żaden błąd,
czasem od tak bez przyczyny
trafia Cie jak grom’

Pierwszy poranek w Luang Namtha to jeden z tych, kiedy lepiej nie wstawać z łóżka. Wszystko NIE TAK. Woda pod prysznicem lodowata, a w pokoju może 10 stopni.

– To już w  mongolskiej jurcie było cieplej i chętniej wynurzało się nos spod śpiwora.

Trzęsąc się jak osika, przemykam, by włączyć podróżny czajniczek i zaparzyć herbatę. Bez smaku. Woda się chyba nie dogotowała. Uh! Na śniadanie w ogóle nie mamy ochoty. Burczymy na siebie z Pawłem i tylko kilka słów dzieli nas od potężnej eksplozji.

Nie ma znaczenia, czy prowadzisz normalne życie, chodzisz do pracy, szkoły, po zakupy.. czy włóczysz się z plecakiem po Azji, TAKI stan potrafi dopaść wszędzie. Smutek, złość, bezsilność..

Oczywiście z czasem wszystko wraca do normy, znów pojawia się radość i chęć działania. Jak to w przyrodzie – raz świeci słońce, raz pada deszcz . Indianie wierzą, że stany smutku, czy depresji, to moment, gdy tracimy ducha. Podobno, aby go przywrócić, warto oddać się twórczym czynnościom. Tańczyć, śpiewać, malować i tworzyć, tworzyć, tworzyć…

Tylko od czego zacząć?? Jak rozpalić iskierkę tworzenia… duch całkiem we mnie przygasł. Tu i teraz nie napawa optymizmem.  Luang Namtha dziś wydaje się szare, brzydkie i niezbyt ciekawe… Co nas podkusiło? Nawet do końca nie wiemy, po co się tu znaleźliśmy. O większości wyborów decyduje przypadek lub raczej zaufanie, że przygrawituje do nas to, co powinno. Tak jest i tym razem…  Pomysł kolejnego treku, może jakaś wyprawa w góry. Jednak przy tych temperaturach odechciewa się wszystkiego. Nasze syberyjskie odzienie dawno już odesłaliśmy do domu, nastawiając się na azjatyckie upały.  Zresztą w tym momencie mogło by być najpiękniejsze lato, a w środku i tak coś krzyczałoby ‘nie!’.

– Może by tak wynająć skuter i objechać okolice?

Cisza. Ok, dajmy już spokój z tym trekiem  i pomysłami, prześlimaczymy jakoś ten dzień i jutro z rana pojedziemy dalej.

Korzystając z okazji,  postanawiamy się jeszcze pokłócić. Może po prostu powinniśmy spędzić ten dzień osobno…

– Jak to macie tylko jedynkę??

– Przykro mi, madam. Ostatni wolny pokój to jedynka.

Idealnie! Pozabijamy się na te święta i tyle. Siedząc przed guest housem zaciągamy się papierosem w milczeniu. Tak, święta… jutro Wigilia. Czyżby to właśnie to nas dopadło?? Wspomnienie zapachu choinki, spotkania z najbliższymi, barszcz z uszkami… Ja to może i tak, bywam sentymentalna i lubię tradycję, ale Paweł? Hmm…

Siedząc w tej  gęstej ciszy, oczywiście w bezpiecznej odległości, nawet pomysł spędzenia dnia osobno wydaje się już bezsensowny.

Nieopodal grupa ludzi omawia coś głośno. Nie sposób ich przeoczyć, wykrzykują coś gestykulując zamaszyście. Zaangażowanie w rozmowę u nich spowodowane jest ekscytacją…

-Patrz.. to ci nasi Hiszpanie..

Wczoraj przyjechaliśmy z Tajlandii tym samym  autobusem. Maya (jedyna nie Hiszpanka, a dokładnie Belgijka, w całym towarzystwie) macha do mnie i już po chwili przysiada się, odpala papierosa i opowiada o niesamowitym treku, na który chcą się wybrać. Maya  jest tak nakręcona, że brzmi jak podczas prezentacji niezawodnego robota kuchennego. Tylko temat zdecydowanie bardziej atrakcyjny. Dwa dni w dzikiej dżungli, obóz trzeba sobie zbudować samemu, z bambusa i liści bananowca. Będzie gotowanie na ognisku i w ogóle świetna, i niezapomniana przygoda. Brakuje im ludzi. No tak… Będzie namawianie, a u nas marazm i brak chęci na podejmowanie jakichkolwiek decyzji.

Maya nie odpuszcza. Ba! Nie pyta nawet. Na wieść o naszym braku planu całkowicie przejmuje  inicjatywę. A my posłusznie przystajemy na to, co przychodzi. Cóż mamy do stracenia. Chyba tylko nasze ponure miny.

Pół godziny później zaliczka już wpłacona i wszystko ustalone.

Czy ja właśnie zgodziłam się na spanie w bambusowej wiacie, szopce raczej…  takiej bez ścian i z samym tylko sufitem.. wątpliwej szczelności?  Czy będzie chociaż moskitiera? Eh, zapomniałam spytać… wizja temperatury nocą (około 5-ciu stopni Celsjusza) jakoś nie napawa mnie optymizmem. Zresztą, cóż mnie nim dziś napawa?? Mogliby mi tu dywan u stóp usłać różami, a mnie by się pewnie kolor nie podobał…

Wyruszamy następnego dnia o 9 rano i już. Święta Bożego Narodzenia w dżungli.

Po południu po naburmuszonych minach ani śladu. Powraca energia i bez chwili namysłu ruszamy wypożyczyć skuter, by skorzystać jeszcze z resztek dnia i zobaczyć choć troszkę ten Laos!

Nasz jutrzejszy przewodnik Sup wspominał coś o festiwalu w wiosce nieopodal. Członkowie plemienia Mon świętują dziś Nowy Rok.

IMG_1348

IMG_1340

Dziewczęta  i chłopcy ubrani są w kolorowe tradycyjne stroje, które mienią się wspaniale w słońcu.

IMG_1352

Jest strzelnica, na której jednak nie udaje nam się zbyt wiele ustrzelić.

IMG_1342Gdy obserwujemy tradycyjną grę zakochanych, podchodzą do nas młode dziewczyny i nieśmiało zaczynają rozmowę, pytając skąd jesteśmy, ile mamy lat i ile jest osób w naszej rodzinie. Wykrzykują jedna przez drugą wyuczone w szkole pytania. Nasze odpowiedzi nie są już tak istotne. Chodzi o to, by nawiązać kontakt i pochwalić się śmiałością przed koleżankami. Śmieją się i chowają zawstydzone jedna za drugą. Po chwili zapraszają do wspólnej gry, co pomaga rozładować atmosferę.

IMG_1421

Nieopodal mężczyźni grają w bule, dzieci bawią się na podwórkach. W rozstawionych wzdłuż ulicy straganach można kupić jedzenie, smakołyki i coś do picia… 

IMG_1437

Po serdecznym pożegnaniu dziewcząt z plemienia Mon oraz obowiązkowej pożegnalnej fotce, ruszamy dalej. Po wspólnej grze i zabawie odżywa w nas duch i znów chce się wszystkiego.  Okolica wyglada magicznie.IMG_1441

IMG_1446Zatrzymujemy się przy kauczukowej farmie. Równolegle posadzone drzewa tworzą obraz długich leśnych korytarzy, przez które gdzieniegdzie przebija się światło. Na każdym z drzew przymocowana miseczka, w której zbiera się biała substancja spływająca wzdłuż nacięć. IMG_1453Podobno  kauczukowe farmy przejmują większość laotańskich terenów leśnych. Wycinka bardzo zaburza ekosystem regionu. A wszystko dla produkcji kauczuku, która wcale nie jest aż tak dochodowym interesem. Chiny są jedynym klientem i skupują kauczuk za bardzo niską cenę. Lasy giną, a ludzie zamiast się bogacić, pracują prawie za darmo. Po co? By uzyskać choć trochę pieniędzy z całego przedsięwzięcia. 

IMG_1462

IMG_1456Nieopodal That Phum Phuk, która osadzona na wzgórzu mieni się złocistym światłem. Prowadzą do niej długie schody, wzdłuż których wiją się po poręczy dwa węże..

Wieczór spędzamy w centralnej części miasteczka, na niewielkim placu, gdzie każdego wieczoru rozkłada się night market, czyli stoiska z jedzeniem, pamiątkami lub laotańską whisky. Są spring rollsy (tylko w Polsce nazywane sajgonkami), makaron ryżowy z warzywami, sałatka z papai, pierożki, kanapki… co?? Kanapki! To pierwszy kraj azjatycki, który odwiedzamy, a w którym można dostać bagietki, pozostałość po czasach francuskiej kolonizacji. Zdumieni tym odkryciem cieszymy się jak dzieci, widząc po raz pierwszy od pół roku ‘zwyczajne’ pieczywo!!! Jest też przysmak regionu, czyli jajka (kurze lub kacze) z… niespodzianką, a dokładniej z ugotowanym z skorupce embrionem. Lokalni mieszkańcy muszą je uwielbiać, gdyż wypełnione nimi misy szybko pustoszeją. My poprzestajemy na papajowej sałatce i bagietkach. Już przy pierwszym kęsie przysiadają się słynne w Luang Namtha Trzy Siostry. Obwieszone torebkami i bransoletkami próbują sprzedać, co popadnie. Mają nawet stare francuskie monety. Jednak najbardziej namawiają na ‘szy, szy’ czyli lokalne zioło do palenia. Za zakupy dziękujemy, ale zapraszamy je do wspólnej uczty. Trzy Siostry przysiadają się chętnie i szczebioczą coś po laotańsku, nie przestając pokazywać nam swego towaru między jednym, a drugim kęsem. IMG_1544

Wracając do naszego ciasnego królestwa przypominamy sobie o jutrzejszej przygodzie. Trudno jest usnąć, czy to z nadmiaru wrażeń, czy z ekscytacji przed jutrzejszą wędrówką… Przewracam się w ciasnym łóżku z boku na bok, gdy Paweł śpi już sobie smacznie. 

2 thoughts on “Luang Namtha

    • Dlaczego by nie… jeszcze trzy kraje i troche opowiesci, a potem pewnie tak 😉 bo Brystol wspanialy i wart wzmianki. Usciski dla Was

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*
*
Website

*