Dopiero czwarty dzień zajęć, przed nami jeszcze ponad trzy tygodnie, a w grupie totalny spadek formy. Jedni wysypują się fizycznie, inni mentalnie. Skrywane skrzętnie w pierwszych dniach potoki łez, dziś są już tylko kolejnym rodzajem ekspresji. Coraz rzadziej hamowane, coraz mniej masek. Jayo, który prowadzi codzienną medytację oznajmia, że dzisiaj będziemy się łączyć z… Uczuciami! Serio? Bez urazy, ale wygląda na to, że w tej kwestii staliśmy się już mistrzami. Zachodni tryb życia pozostawił spory balast, który u niektórych zalega niespodziewanie płytko, pod cienką powłoczką. Tylko dotknąć. Pyk! Chwilami wystarczy wykład z filozofii czy joga, by ktoś popłynął ze łzami lub wybuchem niekontrolowanej złości. Dziś nawet z anatomii jedna z dziewczyn wybiegła w kompletnym szale – wspaniale! Jayo przemyśl sprawę, bo jeśli uchylisz te drzwiczki trochę szerzej, to strach pomyśleć, co tam jeszcze wylezie…
Ku zaskoczeniu wszystkich medytacja ukoiła nas i przyniosła kompletnie inny efekt, niż się spodziewaliśmy. Płakaliśmy – tym razem ze śmiechu. Jayo nie wydawał się zaskoczony. Na zakończenie, jak zwykle, otoczył wszystkich ciepłym uśmiechem ‘mam nadzieję, że Wam się podobało’, z naciskiem na ‘podobało’. Wierzy, że każdy z nas jest inny i każdy powinien znaleźć swoją technikę na bycie ‘tu i teraz’. Taką, która przychodzi lekko. Zwykle najpierw opowiada krótko, jaki będzie proces. Kilka osób się przy tym wykrusza. Za każdym razem energia jest bardzo silna. Raz jest ciężko, innym razem wszystko jakby dzieje się samo i umysł wycisza bez szczególnego powodu. Za każdym razem jest inaczej. Przestałam już przywiązywać się do złudnego ‘podoba się’. Gdy jest czas by skupić uwagę na swym wnętrzu, nie trudno zauważyć, że wszystko zmienia się szybko. Jednocześnie poszczególne stany potrafią trwać w nieskończoność. Lekkość, radość, po chwili dyskomfort i ciężar, obojętność i spokój… i tak dalej. Aż trudno uwierzyć, że wszystko to zaledwie w ciągu jednego, kilku dni. Nietrwałe nastroje przychodzą i odchodzą jak słońce i deszcz.
Podczas kolacji wyciszeni i szczęśliwi rozpływamy się przy kolejnym pysznym daniu. Posiłki stają się powoli jedynym urozmaiceniem monotonnej rutyny okraszonej skokami nastrojów. One też za każdym razem wyglądają inaczej. Raz uciekam gdzieś w kąt, by w samotności pozostać w swoim rytmie, nie wchodząc w relacje z innymi. Innym razem, aż garnę się do ludzi i rozmów. Mahi przysiada się do naszego stolika i opowiada o hinduskich bogach. Opowieść zaczyna oczywiście od samego siebie. Haha! Mahi uwielbia samego siebie i zupełnie tego nie ukrywa. Aż trudno uwierzyć, że to ten sam człowiek, który kilka dni temu prowadził zajęcia z jogi terapeutycznej. Biegał chaotycznie po całej sali i wydawał komendy, głosem nie znoszącym sprzeciwu. ‘Rany, przecież to kurs jogi, nie jesteśmy w armii! Wyluzuj stary…’ Używając pomocniczych przyrządów przytwierdzał kolejnych studentów do krzesła czy ściany.

20140925_081922

10636264_828623953843924_5750391122058664507_n

Znajomość anatomii, podstawowych praw fizyki i okazuje się, że joga potrafi pomóc przy nie jednym schorzeniu. Mahi uczy nas, jak mimo wad kręgosłupa, bądź niepełnosprawności, praktykować asany. Ba! Nawet jak się w ten sposób leczyć. 20140925_084621I pomyśleć, że ja całe życie wierzyłam, że do pracy z chorymi przede wszystkim potrzebne jest serce i empatia! Patrzyłam na Mahi’ego zdumiona i nie byłam w stanie wyobrazić sobie, jak ktoś taki mógłby pracować z ludźmi wymagającymi opieki! Dziś już wiem.
Minęło zaledwie kilka dni, a Mahi zdążył już pokazać nam swoje drugie oblicze. Serce też ma ogromne, choć nie zawsze to okazuje. Jest dyrektorem szkoły Siddhi i ma pod sobą jej cztery wydziały. Trzy w Indiach i jedną w Bangkoku. Zatrudnia nauczycieli, zarządza zespołem, a do tego prowadzi zajęcia. I zawsze ma czas dla studentów. Na żarty, wygłupy czy reprymendę za pozostawione w przejściu buty. Spędza z nami wolne chwile, nadając studentom wybrane imię, gdyż nie jest w stanie spamiętać tych prawdziwych. Imiona, trochę jak etykietki czy też nasze talenty, są mu raczej obojętne. Tutaj wszyscy odkrywamy siebie na nowo, a podejście Mahiji bardzo w tym pomaga. Wszystko, co wiem o sobie i do czego przywykłam, porzucam i w pewnym sensie odkrywam siebie na nowo. Nieprzywiązywanie się do swoich wyobrażeń o sobie, ma moc uwalniającą. Ego kuli się i chlipie pod nosem, czasem zrywa się, tupie i krzyczy. Moje obserwacje ciekawią mnie coraz bardziej.

Zaraz po kolacji planujemy z naszą spóźnialską grupą ‘z samochodu’ spacer do pobliskiej świątyni hinduskiej. Guru Mahi słysząc o tym, zrywa się natychmiast ze swoim wielkim uśmiechem: ‘No to chodźmy, zanim ją zamkną’. Nie mam pojęcia, jak on znajduje czas na to wszystko. Nigdy nie wydaje się być zmęczony.
Bez urazy, ale czy to możliwe, by w tym wieku mieć aż tyle energii??!! Po drodze Mahiji opowiada nam o swoim życiu. W Indiach jeszcze do niedawna obowiązywał system kastowy. Opowiada o tym, że urodził się w rodzinie braminów, a więc najwyższej z kast hinduskich. Jayo dodaje, że Mahi już w łonie matki ćwiczył jogę. Ojciec i wuj praktykowali z nim od dziecka, więc stała się nieodłączną częścią jego życia. Wciąż jednak nie miał pewności, czy to właśnie tym chce się zajmować. Przyszedł moment, gdy zapragnął poszukać swojej własnej drogi. 10339623_863963103643342_4174504119896014965_n
Zamiast narzuconej ścieżki duchowej, wybrał armię. Oddał się wojskowemu rygorowi bez reszty i oddany ważnej (jak mu się wtedy wydawało) sprawie wydawał komendy i zarządzał pułkiem. I mimo, że czasy te minęły bezpowrotnie, siedem lat zrobiło swoje – ton pułkownika przyległ do niego na dobre. No tak, teraz wszystko jasne! Unosi palec do góry, jakby miał właśnie podzielić się z nami bardzo ważnym odkryciem. ‘Ten palec, to jest to, co mi po armii zostało.’ Mahiji wybucha śmiechem i mruga do nas okiem. Można mu pozazdrościć dystansu do samego siebie. Po tym, jak poznajemy go trochę lepiej, zaczynamy nawet lubić te musztry, śmiejemy się, gdy rozpoczyna kolejne zajęcia reprymendą za bałagan na sali, porozrzucane butelki, torby i ubrania. ‘Nie chcę widzieć na sali niczego więcej, poza przyrządami do pracy i jedną matką przypadającą na każdego studenta!’. Dobra już dobra… Powrót pułkownika Mahiji.

10423644_833700223336297_9044676415238822997_nPewnego razu w trakcie zajęć krzyczy do mnie z drugiego końca sali:

– Paulina! (imię to nadał mi, bo jestem z Polski, a to jedyne polskie żeńskie imię, które zna). Paulina!
Po sali niosą się głosy i podpowiedzi: ‘Mahi – To Gosia’.
– Paulina, Gosia, nieważne – dlaczego nie lubisz swojej szyi?!

– ???

– Rozluźnij kark i oprzyj głowę na klocku!

Gdy docieramy do świątyni, wszyscy w ślad za Mahijim zdejmujemy buty i zostawiamy je na zewnątrz. Wspominam przygodę z ‘szyją’ i zdaję sobie sprawę, że Mahi w całej swej surowości jest opiekuńczym człowiekiem. Skoro więc i on okazał się ludzki, zaczynam wierzyć, że każdy człowiek ma w sobie spore pokłady dobra, choć tak różnimy się jego ekspresją. Cała sztuka, by poświęcić trochę czasu i chcieć to odkryć.
Z rozmyślań wyrywa mnie dźwięk dzwonu wiszącego przy drzwiach świątyni. Mahi uderza w niego z całą siłą i oznajmia, że miło jest w ten sposób przywitać się i pożegnać z bogami.

IMG_5774

A w środku jest jak w bajce. Ściany pomalowane ognistymi barwami pomarańczowo – czerwonymi. Pachnie kadzidłami, a w tle dźwięczna hinduska muzyka. Węże wiją się po słupach. (Wiem, Majka wiem… To z pewnością nie byłaby Twoja ulubiona świątynia! 😉

IMG_5620Na środku lingam i joni, a więc odzwierciedlenie boskich narządów płciowych, do których hindusi modlą się o płodność. Mahi mówi, że lingam i joni to podobno najważniejsze bóstwa w świątyni i dlatego też ustawione są w centralnym miejscu. ‘Co roku podczas wielkiej ceremonii, kamień, z którego są wykonane, rozbijany jest na dwie części i zastąpiony nowymi symbolami żeńskiej i męskiej energii.’ A sami bogowie wyglądają dość przerażająco. Wpatrują się w nas surowym wzrokiem wymachując mieczami lub łącząc palce dłoni wykonują symboliczny znak – mudrę. W pierwszym pomieszczeniu oczywiście Brahma, Sziwa i Wisznu, a więc hinduska trójca Trimutri. Brahma to wielki kreator, twórca wszystkich istot żywych. Przedstawiany jest jak czterogłowy mężczyzna odziany w skórę antylopy.  Zrodził się z kwiatu lotosu wyrastającego z pępka śpiącego Wisznu. Wisznu to drugi z wielkiej trójcy. Jest opiekunem przedstawianym jako przystojny, czteroramienny mężczyzna. To uosobienie zarówno kobiety, jak i mężczyzny. Łączy w sobie siłę męską oraz delikatność kobiecą. Jest dobry i przyjazny ludziom. Posiada on dziesięć awatarów / wcieleń, a pierwszy z nich – Matsja w postaci ryby, podobno uratował świat przed potopem. Ciekawe, że pewne motywy w różnych religiach świata lubią się powtarzać. Czasem wydaje mi się, że trzon wszystkich religii jest ten sam, że w pewnym sensie opowiadają tą samą historię, posługując się różnymi symbolami. Co ciekawe, wśród wcieleń Wisznu znajduje się Budda. Tak Hindusi interpretują jego mądrość. Unoszę wzrok do góry i zauważam postać ukrzyżowanego Jezusa. IMG_5627Zaskoczona przyglądam się znajomej figurze, obok jest też Mahomet. Mahi widząc nasze zdziwienie z dumą stwierdza, że hinduizm szanuje wszystkie religie i często spotkać można w hinduskiech świątyniach ikony z innych wierzeń. Niektórzy wierzą nawet, że Jezus też jest jednym z wcieleń Wisznu.
Podobno ostatnie ‘zstąpienie’ Wishnu w ludzkim ciele ma mieć miejsce pod koniec obecnego wieku i uwolnić świat od nikczemników.

Po obejrzeniu wszystkich bóstw wchodzimy w paszczę tygrysa, po czym wąskimi korytarzami jego gardła i przełyku trafiamy do małego pomieszczenia pełnego mniejszych bóstw. A na suficie… Krowie wymiona! IMG_5637Mahiji tłumaczy, że cały wszechświat łącznie ze wszystkimi 36 milionami bóstw (tyle ich jest w Hinduizmie!) znajduje się wewnątrz krowy. No, przecież stąd te święte krowy! Żaden hindus nie przejdzie obok krowy nie oddając jej należnej czci. Dotyka jej głowy lub tułowia, po czym kreśli znak na swoim czole. Krowy w hinduskich miastach żyją więc na wolności i przechadzają się w poszukiwaniu resztek jedzenia, przegrzebują znalezione śmieci. Bywa, że taka krowa śpi sobie w najlepsze lub spaceruje beztrosko pod prąd na ruchliwej trzypasmówce. Kierowcy omijają ją sprawnie i nikt nie robi sobie z tego problemu. Ten widok zawsze wywołuje w nas salwy śmiechu.

Krowiej części świątyni strzeże Sziwa, trzeci z wielkiej trójcy, zwykle otoczony przez węże. IMG_5642To bóg niszczyciel. Pytam Mahiji, co charakteryzuje Sziwę, na co ten śmieje się i mówi, że to hinduski ‘rasta’. Ciekawe, bo rastafarianie podobno dredloki odziedziczyli od hinduskich sadhu. Na głowie Sziwy grube pukle, symbolicznie spływają na ziemię z jego głowy w postaci czczonej przez Hindusów rzeki Ganges. Podobno, gdy bogini spadała z wysokich gór Himalajów, została zamieniona w wodę i w ten sposób uratowana przez Sziwę przed potłuczeniem. Wtedy też wody Gangi stały się długimi włosami Sziwy.

Na kolejnej płaskorzeźbie syn Sziwy – Ganesz, z głową słonia. Próbuję sobie przypomnieć legendę o Ganeszu i jego matce Parwati, która zawsze kojarzyła mi się z greckim mitem o Edypie. Na pomoc przychodzi Mahiji: Pewnego razu Ganesh zobaczył swą matkę podczas kąpieli, co bardzo rozzłościło jego ojca Sziwę. Postanowił go ukarać i obciąć mu głowę. Parwati uratowała mu życie, żądając, by Sziwa zgodził się oddać mu głowę słonia.

IMG_5643

Docieramy do ołtarza wykutego w skale, przy którym bramin modli się, siedząc w pozycji lotosu, wśród kadzideł, kwiatów i świętych olejów.

IMG_5640 Mahiji podchodzi do niego i delikatnie umacza czubki palców w olejku. Bramin zanurza palec w pomarańczowym proszku, przykłada do Mahinego czoła i zaznacza kropką symbol trzeciego oka.
Po wyjściu jeszcze jedno uderzenie dzwonu. Bang! Czuję, że głowa mi zaraz pęknie od tych wszystkich historii, nadaremno staram się je spamiętać. Historie przeplatają się nawzajem, jedna wynika z drugiej i w końcu nie wiadomo już, kto jest czyim wcieleniem, potomstwem czy wrogiem…. A to zaledwie malutka część panteonu hinduskich bóstw.

 

2 thoughts on “Mahiji i inne hinduskie bóstwa

  1. No raczej nie byłaby to moja ulubiona swiatynia:) czułabym sie na pewno przytłoczona widzac nad soba takie wielkie węże, brrrrr ….:)

    • Tak sobie tam właśnie o Tobie myślałam 😉

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*
*
Website

*