Pomysł, by wyjechać na dłużej zrodził się w Nepalu w Parku Chitwan. Zainspirowali nas nasi przyjaciele Basia i Darek, którzy przez pół roku podróżowali po Azji. Na rowerach! Szacun przeogromny. Siedzieliśmy akurat w knajpie w Sauraha, gdy dokładnie rok temu 4 kwietnia Basia zamieściła imponującą trasę ich kilkumiesięcznej podróży.

Znów zdumiona patrzę na mapę i nie mogę uwierzyć…

482835_577303708954312_275948251_n 523654_577332672284749_336530694_n 72982_577321915619158_596630100_n

Docierali do miejsc, w które żaden zachodni podróżnik nigdy wcześniej nie dojechał i z pewnością dla tamtejszej ludności byli zjawiskiem.

IMG_9098

Odkryli nikomu nie znane wioski które ciężko znaleźć na mapie. Śledziliśmy ich przygodę i już wtedy coś nam w duszy grało… ale na rowerach? Hmm to chyba jednak trochę zbyt ambitnie jak na nas. Gdyby tak jednak zdecydować się na jakąś dłuższą włóczęgę? Czy to w ogóle realne? 

IMG_8841Podczas tej samej wyprawy tylko jeszcze w Indiach w Varanasi, poznaliśmy parę Argentyńczyków, którzy również wybrali się na dłuższą wyprawę. Przekraczaliśmy razem granice Indii z Nepalem. Zrezygnowali z pracy, a z odłożonych oszczędności przez sześć miesięcy podróżowali motocyklem przez Indie. Tak właśnie – motocyklem w Indiach! Znając już trochę chaos i totalne szaleństwo hinduskiej ulicy, która rządzi się swoimi prawami nie mającymi nic wspólnego z zachodnim kodeksem drogowym, z podziwem słuchaliśmy ich opowieści. Zakupili używany motor gdzieś na południu Indii, by ruszyć przed siebie i docierać do najbardziej niedostępnych miejsc, w które nie dojechaliby lokalnymi środkami transportu. Podobno początki i włączenie się w ten zwariowany ruch uliczny są najtrudniejsze. Na nic zdaje się czekanie aż ktoś ustąpi pierwszeństwa. Najpierw niepewnie włączali się do ruchu jadąc poboczem wśród riksz i rowerzystów. Z czasem udało się jak inni jechać na żywioł trąbiąc jak wszyscy dookoła. Hinduscy kierowcy mają niesamowicie wyczulony słuch. Dla zachodniego podróżnika wydaje się to dość absurdalne, by tak trąbić bez sensu. Hindus trąbiąc oznajmia, że nadjeżdża, a ci przed nim z doskonałą rzetelnością potrafią określić, z której strony i kiedy usunąć się z drogi. Natychmiast zjeżdżają i ustępują miejsca tym szybszym i głośniejszym pojazdom. Klaksony autobusów i tirów wygrywają najgłośniejsze melodie, które są nie do zniesienia nie ze względu na ton, ale właśnie na natężenie dźwięku. Będąc pasażerem tuk tuka czy rikszy początkowo Cię to bawi, po jakimś czasie marzysz o zatyczkach do uszu, aż w końcu przestajesz zwracać uwagę na ten zgiełk. Oddaję się obserwowaniu sprawności i refleksu kierowców. Motocykliści rzecz jasna wzbudzają mój największy podziw! I to nie z powodu miłości do jednośladów, gdyż te tutaj to raczej skuterki czy rowerki z silniczkiem. Zdumiewa mnie ilość pasażerów, jaką zdoła pomieścić jeden motor. Jadą nimi całe rodziny. Ojciec z przodu, za nim żona wystrojona w sari dostojnie siedzi bokiem jak w damskim siodle, na kolanach trzyma niemowlę, którego starsze rodzeństwo mieści się jeszcze miedzy nią i ojcem lub siedzi z przodu na baku. Kask nie jest tu nikomu do niczego potrzebny. Natychmiast wyjmuję aparat by zrobić zdjęcie, choć wiem, że ono i tak nie uchwyci tej chwili. Zabraknie w nim dźwięku klaksonów, ryczenia silników. Nie uchwycę riksz i rowerów blokujących drogę oraz głośniejszych pojazdów nadjeżdżających z tyłu. Na zdjęciu nie widać też prędkości tych wszystkich pojazdów, a one jak na tamtejsze warunki jadą naprawdę szybko. Omijają przy tym wszelkie przeszkody, które pojawiają się na ich drodze. Są wyboje, śmieci jak również krowy, które lubią się przechadzać powolnym krokiem w różnych kierunkach, często przeciwnych do ruchu jazdy. Magia. Wyobrażenie sobie siebie w tym wszystkim na rowerze bądź motocyklu jest ponad moje siły. Stąd więc moje ogromne zdumienie i podziw. Przejechali kilka tysięcy kilometrów. Chris mówił, że trzeba być całkowicie skupionym na drodze. Szybko nauczył się nie zwracać uwagi na gesty powitania czy zwrócony w swoim kierunku obiektyw aparatu fotograficznego. Raz czy dwa, gdy odwrócił głowę, by uśmiechnąć się do kogoś lub pozować do zdjęcia, przypłacili to przewrotką. Opowiadał, że trzeba zapomnieć wszystkie wyuczone zasady drogowe, rzucić się w wir ulicy trochę na żywioł nie zastanawiając zbyt długo nad poszczególnym manewrem, dając się ponieść prawu tej zwariowanej ulicy i ustalonej hierarchii.

Podróżując przez Nepal Argentyńczyków spotykamy raz jeszcze w Himalajach. Oni schodzą już ze szlaku Annapurna Base Camp, my właśnie mamy wejść w las bambusowy tuż przed wioską Bamboo.

IMG_8885     Ten świat jest naprawdę mały!

No ale wróćmy do samego pomysłu. Jest kwiecień 2013, ciepły wieczór, a my siedzimy na balkonie w serdecznej knajpce w Sauraha. Po dniu pełnym wrażeń zainspirowani historią znajomych, zastanawiamy się na ile ten pomysł jest realny. Właściwie dlaczego nie? Gdyby tak na trzy miesiące lub może… sześć? Ile musielibyśmy zaoszczędzić na to kasy? I co z pracą? Może udałoby się załatwić dłuższy bezpłatny urlop. Wyobrażam sobie, jak by to było przez kilka miesięcy przemieszczać się słuchając tego, co w duszy gra i pozwalać się nieść drodze, jadąc przed siebie bez planu. Nigdzie się nie spieszyć, niczego nie musieć. Żyć tu i teraz. Wtedy wciąż jeszcze wszystko to wydaje się tylko zabawnym pomysłem, dość ekscytującym, ale jakże nierealnym!

Ta nasza pierwsza rozmowa jest jak ziarenko zasiane gdzieś głęboko w nas. Początkowo mało odczuwalne, jednak stopniowo kiełkuje i przypomina o sobie ponownie. Po powrocie temat wciąż żyje w nas, szczególnie w trakcie oglądania fotek i wspominania chwil z podróży. Z czasem temat przycicha, szczególnie, gdy przeglądamy kolejne ogłoszenia nieruchomości i rozważamy kupno domu. Innym razem znów odżywa podczas przejażdżek rowerowych w okolicach lokalnego Little Britain Lake czy Langley Park. Z rodziną i znajomymi wciąż rozmawiamy o tym raczej nieśmiało, jakby bojąc się, aby nie zapeszyć.

Od rozmowy do rozmowy, w końcu decyzja zapada – wyruszymy z początkiem marca 2014 …

czytaj dalej…

6 thoughts on “Pomysł

  1. Czesc globtrotery (podruznicy),

    jestem pod wrazeniem waszych przygod. Po powrocie musicie koniecznie przyjechac do nas.
    Pozdrawiam…Waldek

    • Hej Waldek!!! Koniecznie! Tylko, że to jeszcze troche czasu zanim wrócimy… A może spotkamy sie gdzieś w trasie? Nie wybieracie sie do Azji?? My też pozdrawiamy :)

  2. Widzę że robimy za gwiazdy na twoim blogu. Ja cię, ale fajnie.
    Pamiętajcie w październiku Nepal / Mustang – tam się spotykamy ☺

    • No ba! I wszystkim po drodze o Was opowiadamy… niedługo będziecie mieli jak Forest Gump tabun apostołów za sobą. Hie hie… Jeśli tylko bedziemy wciąż w okolicy to Mustang brzmi pieknie! Koniecznie trzeba to obgadać :)

      • Cieszę się że idziecie jak burza, po bezdrożach matki ziemi, ale bardziej nawet zazdroszczę. Sam siedzę na kupie metalu w stojącej gdzieś między Szetlandami a Norwegią i próbuję zachować zdrowie psychiczne (jeszcze tylko tydzień). Wszystko dobrego Kochani.

        • Dzięki i Wam również :) Tymczasem pozdrowienia z Fort Kochi w Kerali (a jednak!)

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*
*
Website

*