Po raz pierwszy o qi gong usłyszałam jeszcze w Londynie. Spacerując pewnego dnia w okolicach Hammersmith, zajrzałam do chińskiego lekarza, by poradzić się w kwestii uciążliwego bólu kręgosłupa. Rozmawialiśmy trochę na temat akupunktury, jogi… Przed wyjściem z gabinetu pan doktor zatrzymał mnie i ni z tego, ni z owego zasugerował, bym spróbowała kiedyś poćwiczyć qi gong. Nasionko zasiane tego dnia dojrzewało długo, dobrych kilka lat… Chcąc przekonać się, na czym owa tajemniczo brzmiąca technika polega, zdarzało mi się szukać instruktorów jeszcze w Londynie, jednak nigdy wcześniej nic konkretnego z tego nie wynikło.

I oto w Chang Mai raz po raz moją uwagę przyciąga ulotka zapraszająca na codzienne, poranne sesje qi gong za niewielką opłatą. Powrót do zdrowia zasila mnie zastrzykiem energii, co sprawia, że pojawia się chęć spróbowania czegoś nowego. I tak pewnego dnia trafiam na zajecia do Roya. Wysoki i krępy mężczyzna o przeserdecznym uśmiechu  siedzi wygodnie w wiklinowym fotelu, oczekując na studentów. Pochodzi z Bawarii. Poza mną nie zjawia się nikt. Żona Roya, która prowadzi kursy tajskiego masażu, wita mnie z uśmiechem i proponuje herbatę. Niebieską! Tajowie w przeciwieństwie do swoich sąsiadów Chińczyków nie piją zbyt dużo herbaty, ta niebieska jest ponoć w Tajlandii najpopularniejsza. Gdy w barze podano nam pewnego razu sok w tym kolorze, byliśmy przekonani, że to jakaś chemiczna mieszanka. Okazuje się, że jest całkowicie naturalna. Smakuje nieźle, oczywiście ziołowo…

Roy uśmiecha się i zaprasza gestem dłoni na matę. Zaczynamy. Miejsce do ćwiczeń jest na zewnątrz, na zadaszonej werandzie,  tuż obok pomieszczenia do masażu. Na werandzie ołtarzyk z kobiecymi wizerunkami mniszek i dużą ilością kadzideł. Są też darki złożone na ołtarzu w postaci owoców, kwiatów i napojów. W tle słychać spokojną chińską muzykę, która natychmiast przenosi mnie wspomnieniami do pekińskich parków i herbaciarni. Roy staje naprzeciwko i proponuje, bym ćwiczyła powtarzając za nim każdy ruch, niczym lustrzane odbicie. Stoję miękko, na lekko ugiętych nogach, biodra rozluźnione, ręce oddalone od ciała, podbródek nisko. Takie ustawienie ciała początkowo przypomina pozycję rocznego bobasa. Przypomina mi się, że często mówi się, że postawa małych dzieci jest najbardziej naturalna  i zdrowa. Nie skażona jeszcze złymi nawykami. Ciało mięciutkie, żadnych napięć w mięśniach.  Dziecko schylając się, by podnieść coś z podłogi, zwykle ugina kolana. Bawi się również na zgiętych nogach, przykucając od czasu do czasu. Kręgosłup wyprostowany, klatka piersiowa otwarta…  Z czasem jednak ciało nabiera złych nawyków, traci naturalną miękkość, napina się. Większość  rzeczy robimy na sztywnych nogach, sylwetka często pochylona do przodu, klatka piersiowa zamknięta, a plecy zaokrąglone. Postanawiam więc skorzystać z okazji i przypomnieć sobie tą dziecięcą, zdrową postawę. Moje ciało rozluźnia się i choć niechętnie, to poddaje się instrukcjom.. Kręgosłup wyciągnięty w górę, jakbym była marionetką, a ktoś pociągał za niewidzialny sznureczek u czubka mojej głowy. Po chwili rozpoczynamy bardzo powolne ćwiczenia,  przypominające tai chi. Podobne do tych, które obserwowaliśmy w chińskich parkach. Kopiowanie ruchów Roya wymaga jednak ogromnego skupienia. Po kilkunastu minutach okrężnych ruchów w kolejnych stawach czuję,  jak moje rozleniwione i zaspane ciało budzi się do życia. Po chwili do ruchu dołączamy również oddech, co nadaje mu jeszcze więcej sprężystości. Ćwiczenia są powolne, wymagają pełnej obecności w ciele. Gdy pochłania mnie jakaś myśl i tracę koncentrację, natychmiast gubię się i muszę przywrócić swą uwagę do chwili obecnej. Podoba mi się fakt, iż qi gong jest kolejną formą medytacji i pełnego bycia tu i teraz. Medytacja w ruchu. Przecież chwila obecna jest największym skarbem, jaki mamy. Wszelkie techniki, które nas do niej sprowadzają, wyrywając z labiryntu myśli, są ogromnym błogosławieństwem.

Po chwili uaktywniamy wyobraźnię i obserwujemy, jak energia chi porusza się w ciele wzdłuż linii energetycznych. I powtórka z wiedzy o medycynie wschodu. Zakłada istnienie w naszym ciele tysięcy kanałów energetycznych, które biegną w określonym kierunku. Energia krąży wznosząc się z tyłu naszego ciała od nóg, przez podstawę kręgosłupa i plecy aż do głowy, po czym wraca z przodu od czoła przez nos, szyję, klatkę piersiową aż do ziemi…

Na zakończenie wykonujemy coś w rodzaju masażu własnego, oklepując delikatnie ciało. Zachowując właściwy kierunek, otwartą dłonią przemierzamy przez każdy jego fragment. Zewnętrzną stroną od ręki do ramienia ruchem do góry i wnętrzem w dół. Podobnie nogi – na zewnątrz do góry i wewnątrz w dół. Teraz skomplikowane schematy linii Sen nabierają sensu i zapadają w pamięć jeszcze lepiej.

Pomimo iż ruchy są spokojne i powolne, odczuwam dużo ciepła, nawet gorąco… Wcale nie potrzeba wysiłku na siłowni czy biegania, by krew zaczęła krążyć szybciej. Pocieram wnętrza swoich dłoni, które stały się gorące. Przykładamy je do miejsc, które szczególnie dopominają się o uwagę – może to być głowa, plecy, ramiona. Ma to oczywiście wymiar leczniczy.

Na koniec sesji ogarnia mnie uczucie rozbawienia, które po chwili zastępuje spokojna i naturalna pogoda ducha. Roy jakby zaraził mnie swą dziecięcą radoscią. Już chyba rozumiem, skąd w nim tyle pozytywnej lekkości. To ciekawe, że mimo skupienia i precyzji, dzięki poczuciu humoru Roya, ani przez chwilę nie poczułam, że robię coś poważnego. Sprawiało to raczej wrażenie dziecinnej, beztroskiej zabawy. Kolejny sposób na relaksację i rozluźnienie.

Po sesji wypijamy jeszcze po filiżance niebieskiej herbaty i rozmawiamy o tradycji samego qi gong. Roy mówi, że istnieje 2000 różnych odmian tej sztuki, która rozwija się już od kilku tysięcy lat. Trudno określić dokładnie jej genezę, gdyż za czasów wielkiego cesarza Chin spalono większość dorobku wcześniejszych stuleci. Wiadomo jednak, że ćwiczenia qi gong bardzo powiązane są z tradycyjną medycyną chińską. Gdy pytam o różnice miedzy qi gong  a tai chi, Roy tłumaczy, że qi gong generuje energię, natomiast tai chi uczy, jak ją podtrzymywać i właściwie ukierunkowywać:

– ‘Bardzo łatwo jest wytracić energię, którą wytworzyliśmy podczas ćwiczeń. Wystarczy chwila strachu, niepokój i energia rozprasza się, pęka jak bańka mydlana. Lęk pozbawia nas energii. Regularne praktykowanie tai chi pomaga tę energię zachować, a przede wszystkim właściwie ukierunkowywać. Wiedzę tą wykorzystywano wiele wieków temu, gdy tai chi było sztuką walki. Z czasem zaczęto dostrzegać też jej walory zdrowotne.’

Jeszcze kilkakrotnie przychodzę na sesje do Roya i zdumiewa mnie, jak idea krążącej w naszym ciele energii chi, znow staje się rzeczywistym doświadczeniem, a nie tylko kolejną teorią, którą trudno sprawdzić czy udowodnić.

2 thoughts on “Qi gong

    • Eh… nie ma. Bo bywają też te piękne chwile, gdy sie całkowicie zapomina robić zdjecia. To jedna z nich :)

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*
*
Website

*