Gobi

XI

Wielkanoc

IMG_2611-001Czwartego dnia mamy poznać drugiego brata Ogi – Jagaja, który, jako jedyny z rodziny, nie przeniósł się do stolicy i mieszka wciąż wraz z rodziną w Gobi, po południowej stronie śpiewającej wydmy.
Z uśmiechem spoglądam na naszą wydmę, wielbłądy i gospodarzy. Trochę smutno jest opuszczać to miejsce. Całkowicie skradło nam serducha!

Dziś jest Wielkanoc. Nie mamy jaj, śniadanie też nie było zbyt świąteczne – owsianka ze śliwkami. Można by sobie wyobrazić, że te śliwki wyskubane są z pieczeni wielkanocnej i już robi się trochę bardziej świątecznie. Hehe..

Zatrzymujemy się przy rzece o płytkim korycie.

IMG_2927

Latem wody tu przybiera i wśród zielonych wzgórz jest naprawdę pięknie. Buggy nie może się nadziwić, że przyjechaliśmy dosłownie na chwilę przed wiosną, kiedy wszystko zazieleni się i okryje żywymi kolorami. W każdym miejscu opowiada nam, jak ono wygląda inną porą roku. Z gliny zebranej w rzece lepię wielkanocne jajo GOBI i wśród podskoków na koleinach wybojach staram się je wyrzeźbić, zanim glina całkowicie zaschnie.

Buggy raz po raz zatrzymuje się i nasłuchuje głosu silnika. Myślę o tych wszystkich historiach, które słyszałam przed wyjazdem… o psujących się regularnie mongolskich samochodach i autobusach. O tym, jak nagle trzeba przerywać wyprawę, zmieniać jej trasę, przesiadać się do jakiegoś napotkanego samochodu, o ile jest w nim miejsce. W innym wypadku pokonać pieszo odcinek do najbliższej jurty, a to czasem nawet kilkadziesiąt kilometrów. Buggy naprawdę świetnie zna swój samochód. Ukończył mechanikę samochodową w Ułan Bator i niewątpliwie jest to jego pasją. Swojego łaza kupił w 2000 roku. Mówi, że przez pierwsze lata jeździł bez zarzutu, ale po przejechaniu 30000 (tak – są tam cztery zera – Buggy prawie okrążył nim kulę ziemską!) zaczęły się problemy. Od tego czasu trzeba już wozić ze sobą części zamienne.

Zdumiewają mnie ludzie, którzy są mistrzami w swoim fachu i potrafią poświęcić się całkowicie jakiejś dziedzinie. Może dlatego, że mnie zawsze interesowało wszystko i nigdy nie potrafiłam skupić się na jednej rzeczy. W żadnej też nie opanowałam choćby namiastki mistrzostwa… Gdy tylko pomyślę o swej nauce różnych języków, o grze w teatrze, jeździe konnej, rajdach rowerowych, pływaniu, jodze, fotografii, capoeirze… Pierwsze zachłyśniecie tematem sprawiało zawsze, że wierzyłam, że to właśnie będę robiła do końca życia, po czym z czasem moją uwagę pochłaniała już następna dziedzina. W końcu świat ma tyle do zaoferowania. Tyle pięknych miejsc, że zawsze chciałoby się być w kilku jednocześnie. Tak jak teraz, w tej magicznej rozległej przestrzeni, jadę i myślę o świętach w domu.. Minęło południe, w Polsce jest wcześnie rano, mama pewnie za chwilę wstanie i zacznie krzątać się po kuchni, by zdążyć przygotować wielkanocne śniadanie. Wolę nie myśleć o suto zastawionym stole, podczas gdy nasze zapasy trochę już się kurczą. Butla z wodą podskoczyła na kolejnym wyboju i potoczyła się pod moje stopy. Trzeba się nieźle namęczyć, by ją ustawić na miejsce w trakcie jazdy. Chwilami jestem całkowicie przerażona jazdą Buggiego. Najbardziej boję się stromych pagórków, z których zjeżdżając Buggy nawet nie zdejmuje nogi z gazu! Po chwili zakręt i samochód chybocze się na boki z dużą prędkością. Czasem wydaje mi się, że gdybym nie balansowała swoim ciałem, samochód dawno leżałby na boku. Ale oto jestem! Pochylam się więc i przyklejam to do jednej bocznej szyby, to do drugiej, opanowując jakoś te niebezpieczne sytuacje, kiedy samochód jedzie już pod kątem jakichś 45 stopni! ‘Aaaaaaa!’ Moje piski i wrzaski chyba sprawiają chłopakom radochę, bo widzę ich uśmiechnięte oczka w lusterku. Nie! Dość tego! Musze się opanować, bo przecież ten Buggy zaraz nas zabije, chcąc mnie jeszcze bardziej przestraszyć. Najlepiej jest nie patrzeć do przodu, tylko przez boczną szybę.. Wtedy nie widać ostrych zakrętów, kamieni na drodze ani stromych zjazdów i podjazdów. Nie chcę marudzić, ale nie umawialiśmy się na tak rajdową jazdę. Paweł siedzi spokojnie i z zadowoleniem ogląda widoki za oknem, co chwila pokazując mi jakieś kolejne przepiękne zjawisko. On się w ogóle nie boi. Chyba, że tak dobrze udaje…

Tymczasem przed kierowcą wyzwanie – mamy przejechać na drugą stronę wydmy, a w tym miejscu jej szerokość to jakieś cztery kilometry jazdy przez pustynne piaski.

IMG_2935

Buggy przygotowuje samochód, chłodząc trochę silnik. Zaciskam kciuki z nadzieją, że nie ugrzęźniemy gdzieś po drodze. Ruszamy. Znów czuję się jak podczas rajdu. Piach sypie się na boki, a my jeździmy na prawo i lewo, jak po śniegu. Skrzynia biegów rzęzi trochę przy kolejnej zmianie biegu.. Jedynka, dwójka, i znów jedynka… Paweł załącza napęd na cztery koła i podtrzymuje wajchę, gdyż ta co chwila zeskakuje. W drugiej dłoni trzyma kamerę i nagrywa film, który uwieczni talenty Batgerela. Jeszcze trochę, chwilami zakopujemy się troszkę, mały slalom i znów gazujemy.

IMG_2936

Jest! Udało się. Brawo Buggy, to było naprawdę coś! A jeszcze wczoraj oferowałam Buggiemy, że jeśli jego zatrucie nie przejdzie, to mogę go zastąpić za kierownicą… Taaa, jasne! To wymagało nie lada umiejętności.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*
*
Website

*