Lugu Hu 
IV

Wyspa Liwubi
Rano, ku mojej wielkiej radości, nie tylko udaje mi się wreszcie zalogować do skrzynki mailowej, ale też przeczytać o szczęśliwym rozwiązaniu u mojej psiapsióły. Ba! Nawet zobaczyć zdjęcie maleństwa :)
Od kilku tygodni mamy coraz większe problemy z logowaniem się na różne strony internetowe, a głównie Google mail. Jeśli już strona się otworzy, całe wieki trwa jej załadowanie czy tym bardziej otwarcie załącznika. Chiny nie lubią Google, tak jak Facebooka, Twittera, Guardiana… Trzymając pod kontrolą to, jakie informacje docierają do społeczeństwa, sprawdzają i cenzurują wszystko. Pewne strony w ogóle się nie otwierają. Blokowane też są w wyszukiwarce różne niepożądane hasła. Gdy wpisujesz w przeglądarce słowa takie jak: ‘Free Tibet’, ‘Tienanmen Square masacre…’ wyskakuje informacja: The webpage is not available. I tyle. Gdy ktoś jest zdeterminowany i jednak chce sięgać po niezależne źródła informacji, musi zainstalować sobie VPN (virtual private network). Pawłowi udało się też w inny sposób przeskoczyć ten problem, łącząc nas z serwerem w Anglii, jednak gdy Internet jest słaby, to rozwiązanie nie skutkuje. Tym sposobem w momencie, gdy desperacko potrzebuję informacji na temat tego, co dzieje się u moich bliskich, pozostaje mi tylko się domyślać i ufać, że wszystko jest w porządku. Po dwóch dniach niepewności i wyczekiwania, otrzymane w mailu zdjęcie małego szkraba, owiniętego w mięciutki kocyk i śpiącego bezpiecznie, działa naprawdę kojąco!
Wypoczęci, a przede wszystkim wreszcie beztroscy (!), po smacznym śniadaniu postanawiamy przedostać się jakoś na drugą stronę jeziora, do wioski Wuzhiluo. To tam, między innymi, mieszkają członkowie grupy etnicznej Mosuo. W tym zacisznym miejscu, z dala od zgiełku Luoshui, pan o imieniu Wind, prowadzi swój mały hostel. Jego lokalizacja i opis sprawia, że wybieramy właśnie to miejsce na najbliższe kilka dni. Dzwonimy jeszcze, by przekonać się, że ma wolne pokoje, a Wind oferuje pomoc w załatwieniu dojazdu do hostelu. Miejscowość oddalona jest o 30 km, co przy lokalnych cenach taksówek i ograniczonym budżecie pozbawiłoby nas połowy dniówki. Ku naszej wielkiej radości Wind organizuje kierowcę z samochodem. Po godzinie czekamy w umówionym miejscu przy jeziorze.

IMG_0019Nadjeżdża wesoły minibus pełen roześmianych szczebioczących Chinek, które w kolorowych sukienkach i kapeluszach ‘wysypują się’ z auta. Kierowca wysiada zadowolony i krzyczy coś do nas po chińsku. Sprawdzam numery rejestracyjne wozu, kończące się na ‘133’ i rzeczywiście wszystko się zgadza. To nasz transport. Okazuje się, że kierowca wiezie dziewczyny na przeprawę łódką na wyspę Liwubi. Jedna z nich tłumaczy nam, że możemy płynąć z nimi, a gdy wrócimy, kierowca zawiezie nas do hostelu. Możemy też zaczekać, a gdy one wrócą z wyspy, wszyscy razem pojedziemy do Wuzhilo. Decyzja jest bardzo łatwa.

IMG_0025

No tak – prawdziwe królestwo kobiet!

Po chwili jesteśmy już w wiosce Sanjia, gdzie wszyscy pakujemy się na łódkę nazywaną tu pig trough boat (łódź świńskie koryto). Wiosłują oczywiście dwie kobiety Mosuo. Obie przystrojone w tradycyjne stroje, wyglądają ślicznie.

IMG_0222-001Niczym zahipnotyzowana nie mogę oderwać od nich wzroku. Zerkam na Pawła, który otoczony pięknymi Chinkami dzielnie znosi szczebioczące towarzystwo! Wygląda na całkiem zadowolonego. 

IMG_0229 Woda w jeziorze jest niemalże przeźroczysta i ma piękny turkusowy kolor. Nie wolno się w nim kąpać, gdyż tutejsi mieszkańcy bardzo dbają o jej czystość. Piją wodę prosto z jeziora i wykorzystują do gotowania. W płytszej części jeziora unoszą się na wodzie białe kwiaty, które pną się ku górze  na długich kilkumetrowych wiciach pływających luzem po wodzie. Podobno kwiaty te nie występują nigdzie indziej. 

IMG_0218

IMG_0214Jedna z Chinek opowiada, że nazywają się Shiu Xing Yang Hua, co znaczeniem zbliżone jest do ‘kobiety lekkich obyczajów’. Część ludzi określa też w ten sposób lokalne kobiety, dając upust swoim fantazjom i błędnym wyobrażeniom. Podobno niektórzy turyści odwiedzają te regiony, mając nadzieję na romans z Mosuo. Dziewczyny mówią, że zdarza się to czasem i bywa jeszcze jednym ze sposobów tutejszej ludności na zarobek z turystyki. Jakby to powiedział Batgerel: ‘Maybe, I don’t know’.
To, co jesteśmy w stanie potwierdzić to fakt, że Mosuo organizują dla turystów pływanie łodziami oraz pokazy ich tradycyjnego tańca. Wyszywają też obrusy na sprzedaż, sprzedają lokalne ozdoby, ubrania, prowadzą sklepiki, herbaciarnie, restauracje i hotele…
Na wyspie spędzamy zaledwie chwilę. Wspinamy się na szczyt wzgórza, by zobaczyć tutejszą świątynię buddyjską i widok na jezioro.

IMG_0151

IMG_0142 Po zejściu wskakuję na kamień w wodzie i pozuję beztrosko do zdjęć, gdy nagle mój wzrok pada w kierunku stopy. Tuż obok niej dostrzegam małą obślizgłą głowę węża! Z wrzaskiem zeskakuję na ląd, a wąż niczym niewzruszony obserwuje nas jeszcze przez chwilę, wysuwając jęzor i sycząc złowrogo, że to jego kamień i tylko jego można tu fotografować! Poddaję więc kamień bez walki, skoro tak chętnie wdzięczy się do aparatu.

IMG_0177

IMG_0170

Z wyspy wracamy już bez przygód, płynąc spokojnie, wygrzewając się w słońcu i ciesząc oczy widokami.

W samochodzie, jadąc do wioski Wuzhiluo, nasze towarzyszki opowiadają, że gdy leżałam zrelaksowana na kadłubie łodzi i cieszyłam oczy krajobrazem, a Paweł zajęty był robieniem zdjęć, jedna z wiosłujących kobiet zdradziła im pewien sekret. Otóż Mosuo wierzą, że poprzez napicie się wody z jeziora, kobieta może wybrać płeć swojego przyszłego dziecka. Podobno, jeśli napije się wody prawą ręką, urodzi się dziewczynka, a jeśli lewą – to chłopczyk. Mówią, że wszystkie oczywiście piły wodę, jedna po drugiej. Wyjmują z torebki plastikową butelkę i proponują, abym i ja spróbowała. Raz kozie śmierć! Jeśli nabawię się jakiejś bakterii to przynajmniej dla szczytnego celu!
Hostel mieści się przy Caohai (Morze Trawy), a więc przy bagienno trawiastej części jeziora. Dalej górzysty półwysep.

IMG_0329 Początkowo żałujemy, że nie będziemy w pobliżu samej tafli jeziora, jednak zmieniamy zdanie, gdy tylko zaczyna się popołudniowy koncert żab i świerszczy… Ich dźwięk szybko zagłusza niespodziewana burza. Poza strugami deszczu uderzającymi o podłogę na balkonie oraz kolejnymi grzmotami, nie słychać niczego. Po burzy natychmiast wychodzi słońce i pojawia się tęcza, a wraz z nią jeszcze więcej szczęścia.

IMG_0337

Wąskimi przesmykami w zaroślach traw łodzie wypływają na wielkie wody jeziora.

IMG_0678Koncert żab towarzyszy nam do późna. Nawet zasypiając słyszę ich jednostajny dźwięk.

czytaj dalej…

2 thoughts on “Wyspa Liwubi

    • Hehehe…myślałam wtedy o Tobie. Jakoś tak nieodłącznie – jak węże to Majka. Jak pająki to Gocha 😉

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*
*
Website

*