Czengdu – złe dobrego początki…
Podróż pociągiem z Guilin do Czengdu okazuje się wyjątkowo uciążliwa. Przejechaliśmy już pociągami w Chinach tysiące kilometrów i jak dotąd zwykle trafialiśmy na niezłe warunki, tym razem jednak pociąg jest naprawdę brudny i pozostawia wiele do życzenia. Towarzyszka podróży na leżance naprzeciwko namiętnie wcina śmierdzące kurze łapki, a ja z niedowierzaniem przyglądam się jak po wyssaniu wszystkich skórek i obgryzieniu ścięgien, paznokcie wypluwa do woreczka. Oprócz tego niedaleko naszych miejsc znajduje się toaleta, która nie daje o sobie zapomnieć i czuję, że moje pozytywne nastawienie gdzieś ulatuje. Paweł bez apetytu męczy się już drugi dzień… No jakoś tak tempo podróży nam spadło. I jeszcze w radio chińskie przyśpiewki puszczone na cały regulator od 6-tej rano. Chce mi się krzyczeć! Pani w ‘pokoiku’ obok wykrzykuje coś po chińsku i słychać ją chyba w całym pociągu, więc dlaczego ja miałabym sobie nie pokrzyczeć? Obserwuję ścisk w gardle, który narasta wraz ze złością. W Chinach wszyscy krzyczą i nigdy nie wiadomo, czy się kłócą czy po prostu rozmawiają. Czasem myślę, że aby wyrazić te wszystkie tony w ich języku to po prostu nie ma innego wyjścia. Język chiński jest bardzo melodyjny, i może, aby go dobrze wyśpiewać, musi być spore natężenie dźwięku. Jakakolwiek jest tego przyczyna, w tym momencie dobiegający skrzeczący głos, to akurat o jeden dźwięk za dużo. Zanurzam nos w książce pożyczonej od Gosi by odciągnąć uwagę od okoliczności. Już za kilka godzin się spotkamy.
Gosia przyjeżdża do Czengdu z koleżankami Meiling i Sherey. Spotykamy się dopiero wieczorem w dość oczywistym miejscu – pod największym pomnikiem Mao w całych Chinach.
Co on właściwie robi z tą ręką? Wskazuje kierunek, lub może gestykuluje, trochę jak błogosławiący wiernych papież.. Meiling mówi, że chyba gra w ‘Papier, nożyczki, kamień’. Uwaga: NOŻYCZKI!!! Sorry Mao przegrałeś!
Ruszamy na podbój miasta do dzielnicy pełnej klubów, by tam nadrobić zaległe trzy tygodnie i obgadać wszystko. No i przy okazji odreagować naszą 24-godzinną podróż w towarzystwie kurzych łapek. Nie ma to jak bliskie twarze, znajomy język i dużo śmiechu w dobrym towarzystwie.