Pagan

IV

Otwarte serce i spokojny umysł
Wracając któregoś dnia z przejażdżki po Pagan, spostrzegam wielką bramę do klasztornego sierocińca Shwe U. Wjeżdżamy do środka, mijając pojedyncze opustoszałe budynki, dostrzegamy drewnianą altanę, która po bliższej inspekcji okazuje się być zbudowaną z desek klasą lekcyjną. Grupa młodych mnichów siedzi w rzędach ławek. Dwoje nauczycieli prowadzi zajęcia i zdają się zupełnie nie zwracać na nas uwagi. Szukam kogoś, z kim mogłabym porozmawiać. Już od kilku tygodni chodzi mi po głowie praca charytatywna. Myślałam nawet, by skontaktować się z jedną z agencji i za jej pośrednictwem zorganizować coś w Azji, popracować gdzieś nauczając języka, jogi lub robiąc cokolwiek, co mogłoby wesprzeć lokalną społeczność. Sierociniec wydaje się idealnym miejscem. I właśnie teraz będąc tutaj, czuję, że to nie wymaga przecież angażowania osób trzecich. Postanawiam nie tracić czasu i pieniędzy na agencje. Pani nauczycielka wciąż jednak nie zwraca na nas uwagi. Starszy mężczyzna uczący nieopodal matematyki, zerka w naszym kierunku, po czym natychmiast wraca do prowadzenia zajęć. Już następnego dnia, gdy prowadzę tam pierwszą lekcję angielskiego, poznaję przyczynę. Przewija się tędy taka ilość turystów, że ani nauczyciele, ani uczniowie nie zwracają już na nich uwagi. Podchodzą blisko, bez powitania i pstrykają fotki, czasem prawie wciskając obiektyw przed same twarze chłopców. 

Następnego dnia pędzą dwie Gosie przez Nyaung U w stronę sierocińca. Jadąc nie wiem jeszcze do końca, co dokładnie będę robić. ‘Przyjdź na 9.30’ to było wszystko, co mi powiedziano wczoraj. Byłam tak zadowolona, że zapomniałam spytać o szczegóły.

DSC_0989

Gdy dojeżdżamy na miejsce nauczyciele nic nie tłumacząc, wręczają mi kredę i wskazują ręką w stronę tablicy. Chłopaki przybiegają całymi gromadami i zajmują wszystkie rzędy ławek. Przybiegają też ci najmłodsi – czterolatkowie. Siadają w dostawionej ławce z tyłu. Gwar rozmów i szmery powoli ucichają. Serce wali mi jak młotem. Nie zastanawiając się długo opowiadam im o Gosi i sobie. Prowadzimy pierwsze proste dialogi po angielsku. Młodzi mnisi są tak nieśmiali, że początkowo pytani odwracają głowę, wybuchają śmiechem lub chowają twarz w dłoniach. Śmiejemy się przy tym wszyscy rozładowując atmosferę. Mija trochę czasu zanim przyzwyczajają się do naszej obecności i nawiązują kontakt.

IMG_8392

DSC_0017-002Gdy na ławki chłopców trafiają pastele, kolejne kolory znikają błyskawicznie w dłoniach i szmacianych torbach chłopaków. Trudno jest ich przekonać, że mogą się wymieniać kolorami. Każdy dzierży w dłoni zdobycz, przez co ich obrazki są jednokolorowe. Uśmiechamy się do siebie z Gosią i od razu postanawiamy zakupić więcej kompletów pasteli dla szkoły.

IMG_8400 Wspólne śpiewanie wyuczonej piosenki wychodzi całkiem nieźle. Wesołe oczy chłopaków już trochę pewniej patrzą w naszym kierunku. Uczniowie naśladują poszczególne gesty i klaszczą rytmicznie w dłonie.
Następne zajęcia to joga. Wybiegamy całą gromadą na podwórko. Pojęcia nie mam, jak mali mnisi zareagują na dziwaczne wygibasy, które im zaproponuję. Każda figura będzie przedstawiać jakieś zwierzę, roślinę lub element otaczającej rzeczywistości. Rozwijam swoją matę, która służyć ma do demonstracji. Już po chwili chłopcy przepychają się jeden przez drugiego, by ‘na honorowym miejscu’ pochwalić się poznaną asaną. Mamy gołębie, szczekające psy, koty, są palmy i pagody…

DSC_1062

DSC_1012

DSC_1033

DSC_1045

DSC_1020

DSC_1049

Wygląda na to, że ulubioną figurą większości jest drzewo.

DSC_1007Robimy też wielką mandalę.

DSC_1004 Gosia robi zdjęcia, które zamierzamy wywołać i podarować szkole. Szybko też włącza się do zajęć i prowadzi lekcje zapisując tekst piosenki na tablicy. Jej obecność i pomoc jest na wagę złota.

IMG_8301Odczuwam to bardzo trzeciego dnia, gdy wraz z Radkiem opuszczają Pagan i kolejne lekcje prowadzę już sama. Choć wtedy uczniowie są już przyzwyczajeni i zajęcia znów jakoś same się toczą…
Nauczyciele każdego ranka witają mnie serdecznie, nie pytając o plan czy temat zajęć. Pełni zaufania towarzyszą i przyglądają się moim pomysłom. Ich życzliwość pozwala mi całkowicie rozwinąć skrzydła. To ciekawe, że mimo, iż prowadziłam zajęcia dla dzieci w różnych miejscach, nigdy wcześniej nie czułam się tak pewna tego, co robię. Plan zajęć powstaje całkowicie spontanicznie. Znów to uczucie, jakby stała za mną jakaś większa siła, a wszystko działo się trochę bez mojego udziału. Może to zabrzmi dziwnie, ale są takie chwile, kiedy rzeczy dzieją się same, jeśli tylko im na to pozwolić. Bez wysiłku, planu czy podejmowania decyzji… Czuć wtedy tę specyficzną prawidłowość tego, co się wydarza. Otwarte serce i stabilny umysł to klucz do sukcesu. Chciałabym, by zawsze w pracy towarzyszyło mi to uczucie, niezależnie, co będę wykonywać.
Gdy zauważamy, że przydałoby się więcej pieniędzy na zakupienie materiałów do nauki, wraz z Pawłem wpadamy na pomysł zorganizowania akcji wśród znajomych na facebook’u. Za zebrane pieniądze i te ofiarowane wcześniej przez Gosie, Radka i innych poznanych turystów, udaje nam się kupić sporo materiałów – zeszyty, długopisy, ołówki… Przywozimy też odbitki Gosi zdjęć dla szkoły i młodych mnichów, co spotyka sie z dużym entuzjazmem. Resztę uzbieranych pieniedzy przekazujemy nauczycielom.

IMG_8466

IMG_20141028_114314 Każdego dnia namawiam Pawła, by zostać w Pagan kolejny dzień. I tak byłoby pewnie w nieskończoność, gdyby w końcu nie kupił nam biletów na autobus nie pytając o moje zdanie. ‘Wyjeżdżamy w środę’ oznajmia po jednych z zajęć. I całe szczęście, bo sama odkładałabym dzień wyjazdu bez końca…
Ciężko jest się rozstać z tym miejscem. Ostatniego dnia czeka nas jeszcze niespodzianka. W sierocińcu pojawiają się moi znajomi z kursu jogi w Bhagsu – Corrine i Jamie. Okazuje się, ze podróżując po Birmie, zobaczyli naszą wiadomość na facebook’u. Postanowili przyjechać do Pagan i osobiście przyłączyć się do akcji. Wspólnie prowadzimy ostatnie zajęcia jogi. Dzieciaki są zachwycone nowymi nauczycielami, przed którymi chętnie chwalą się poznanymi asanami.

IMG_8489

IMG_8491

A w miesiąc po naszym wyjeździe…

Dostaję wiadomość od Moni – kolejnej joginki z Bhagsu. Cieszę się jak dziecko na wieść o tym, że i ona dotarła do Pagan. Pisze, że zostanie tam kilka dni, by kontynuować to, co rozpoczęliśmy.

Podziękowania dla Gosi Gaudyńskiej za udostępnienie  zdjęć jej autorstwa (zdjęcie przed brama główną sierocińca oraz zdjęcia z zajęć jogi).  Pozdrowienia!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*
*
Website

*