Panorama centrum Rangun

Nasze przygotowywanie do odwiedzin kolejnych krajów oraz wiedza o tym, co mają do zaoferowania, niejednokrotnie pozostawia wiele do życzenia. Najczęściej dopiero po dotarciu na miejsce zaczynamy rozglądać się za źródłami informacji… Bo zwyczajnie wcześniej nie ma czasu. To są pewnie uroki długich podróży, bo z przygotowywaniem to różnie bywa. Raz może być pomocne, innym razem wyczytanie o miejscu w przewodniku i obejrzenie fotek, może popsuć całą frajdę.
Częstszym źródłem wiedzy bywają rozmowy z innymi podróżnikami. Tu jednak warto uważać, gdyż sugerując się opiniami innych, można niestety przegapić naprawdę ciekawe miejsce. Kilka miesięcy temu prawie zrezygnowaliśmy z Tiger Leaping George w Chinach po tym, jak pewien Izraelczyk odradzał odwiedzanie tego miejsca.
‘Nie jest aż tak wyjątkowe, krajobraz za bardzo się nie zmienia i lepiej już od razu jechać na północ do Shangri La.’ – Radził.
Tak też zrobiliśmy, na szczęście wracając mieliśmy jeszcze kilka wolnych dni i jakoś tak samoistnie ‘pograwitowaliśmy’ do słynnego kanionu. Nie chcę nawet myśleć o tym, że moglibyśmy przegapić to miejsce. Opinie i odczucia na temat miejsc zależą od wielu czynników: pogody, nastroju, napotkanych osób oraz innych mniej lub bardziej przewidywalnych faktów. Warto o tym pamiętać.
Yangon, niegdyś Rangun, a do 2006 roku stolica Birmy (obecna nazwa kraju Myanmar, Mjanma, Mianma) jest właśnie miejscem, do którego trafiamy zupełnie bez przygotowania. W uszach wciąż jeszcze dźwięczą nam odgłosy hinduskich ulic. Ostatnie dni w Kalkucie przemknęły tak szybko, że ledwie zdążyliśmy zarezerwować tu pierwszy nocleg.
Z lotniska przedostajemy się do hotelu w towarzystwie pary Holendrów poznanych w samolocie, z którymi natychmiast nawiązujemy wspólny język. Helena i Jerome też są ‘w drodze’ od dawna, podróżują już półtora roku i wygląda na to, że przejechali Azję wzdłuż i wszerz. Wysyp wspólnych tematów sprawia, że podróż z przesiadką w Bangladeszu mija błyskawicznie.
W drodze z lotniska uderza nas czystość panująca w mieście. Zielone przystrzyżone klomby, parki, alejki i zamiecione ulice. Z zachwytem patrzymy za okno taksówki, gdzie złocista pagoda połyskuje nad koronami drzew. Ponieważ nasze hostele są w innych częściach miasta, ustawiamy się z Holendrami na spotkanie przy tej właśnie pagodzie o czwartej popołudniu następnego dnia, (kiedy to przekonam się, że brak przygotowania ma swoje niewątpliwe plusy!).
Okazuje się, że zakwaterowanie w Mjanmie to bardzo droga i wątpliwa przyjemność. Pierwszą noc spędzamy w ośmioosobowym pokoju bez okien, za który przyszło nam zapłacić krocie. Następne trzy już w dwójce i może mamy odrobinę prywatności, ale pokój jest malutką celą oczywiście bez okien, poza łóżkiem stojącym pośrodku – nic! Gołe ściany i podłoga. Duszno tu niemożliwie. Trzy noce jakoś damy radę, ale ta cena – 30 dolarów! Jeśli wybieracie się do Mjanmyy, bądźcie na takie historie przygotowani. 

To pierwsza niespodzianka, a będzie ich więcej… W końcu za każdym razem po zjawieniu się w nowym kraju, pierwszy dzień jest ich pełen. Tych miłych i tych irytujących. To już reguła, jednak Mjanma pod tym względem przebija wszystko! Otóż w drodze do pagody wydarza się jedna z tych pokręconych sytuacji, której rachunek prawdopodobieństwa chyba nie jest w stanie wyliczyć. Zmierzając w stronę zachodniej bramy wejściowej do pagody, idziemy wzdłuż zakorkowanej ulicy, gdy nagle ni z tego, ni z owego, z jednego z samochodów wynurza się czyjaś głowa, machająca ręka i okrzyk: Gosiaaa! Paaaweł!!! Może to Helena Holenderka? W końcu mamy się spotkać tu niedaleko za kilka minut… Głowa ta zdecydowanie nie jest blond… Słońce nam świeci w oczy i trudno cokolwiek wypatrzeć, czupryna jednak ciemna, a włosy falują w ślad za ręką… Przecież to Kate!!! Australijka, z którą mieszkaliśmy w Plum Flower w Guangzhou! Ale to kawał drogi stąd i było to ze trzy miesiące temu! Zamurowani wydajemy z siebie jakieś pojedyncze sylaby Bóg jeden wie, w jakim języku i zanim udaje nam się wykrztusić choć słowo, samochody poblokowane w korku, jak na złość zaczynają ruszać. ‘What are you doing here?!!!’ Krzyczy Kate. Wciąż jeszcze potężnie zaskoczeni, z trochę przyblokowanym dostępem do szarych komórek, odpowiadamy spostrzegawczo: ‘Just walking’. Cofamy się szybko wraz z kolejką samochodów biegnąc i ledwie nadążając za Kate, która wrzeszczy, że jadą właśnie do pagody (obok niej na tylnym siedzeniu widzimy jeszcze jedną osobę). ‘Spotkajmy się za dwie godziny przy pagodzie!’ ‘Ok, za dwie godziny.’ I samochód znika za rogiem, a my gapimy się na siebie z idiotycznymi wyrazami twarzy. ‘Ty też widziałeś tu przed chwilą Kate?!’. 

Kolejne wspaniałe zaskoczenie to potężna i zdumiewająca piękność – pagoda Shwedagon wznosząca się na wzgórzu nad miastem. Można ją podziwiać z wielu zakątków, z których widnieje jej złociste światło. Prowadzą do niej cztery bramy i długie schody. Mamy sporo szczęścia, gdy okazuje się, że nasi Holendrzy znaleźli się przy tej samej bramie wejściowej i udało nam się znaleźć bez większych problemów. Tylko jakim cudem znajdziemy tu Kate? Po wejściu na teren obiektu natychmiast doceniam fakt, iż nie miałam czasu na czytanie o tym miejscu, a tym bardziej na oglądanie jego zdjęć. Jak wspaniale jest dać się zaskoczyć. Sama nie wiem, czy powinnam o nim pisać i załączać zdjęcia, gdyż potencjalnie być może odbieram komuś to właśnie przeżycie… W razie czego uprzedzam! 😉

PANO_20141017_171511 Już przy wejściu zwraca moją uwagę jasna wypolerowana posadzka, która aż razi, przecudnie odbijając światło. Unoszę głowę i poraża mnie kolejny, tym razem złocisty, blask pagody i dachów okolicznych świątyń. Mimo, iż jest w remoncie, jej wygląd i tak robi na nas ogromne wrażenie. Nie tylko blask i piękno wszystkiego dookoła, ale też spokój i niesamowita energia tego miejsca. 

IMG_7006

IMG_7033

IMG_20141017_171920

Jerome opowiada, że według legendy stupa ma dwa i poł tysiąca lat i znajdują się w niej relikwie Sandaw, a więc osiem włosów z głowy Buddy. A poza nimi wiele innych skarbów, jak też kosztowności. To jedno z najświętszych i najważniejszych miejsc religijnych Mjanmy, w którym pielgrzymi w skupieniu oddają się rytuałom i praktykom buddyjskim. Od wieków przyjeżdżają tu z odległych zakątków kraju. Nic dziwnego, że wydaje się, jakby czas się tu zatrzymał.

IMG_20141017_172100Zaszywam się w pierwszej świątyni, zamykam oczy i zanurzam w medytacji. Potrzeba mi chwili, by przetrawić to, co widzę i oswoić się z miejscem, a przede wszystkim z uczuciami, jakie wywołuje. Jest pięknie. Już po chwili energia mnie rozpiera i chcę poznać wszystkie tutejsze zakamarki. Chwilami po prostu siadamy przy jednej z kapliczek i wsłuchujemy się w jednostajne mantry. Że też przyszliśmy tu tak późno. Można by spokojnie spędzić tutaj całe popołudnie. Choć z drugiej strony kolory pagód, stup i dachów świątyń w świetle zachodzącego słońca, wyglądają naprawdę magicznie.

IMG_7059

IMG_7053

Tylko gdzie właściwie jest Kate?? Czy uda nam się tu znaleźć??
Podczas spotkania w korku nie mieliśmy pojęcia, że obiekt jest tak wielki. Robi się całkiem ciemno, gdy zaczynamy tracić nadzieję. Postanawiam okrążyć pagodę raz jeszcze, gdy spostrzegam Kate z koleżanką na schodkach przy jednej ze świątyń. Są! Wspaniale, że udało nam się odnaleźć. W sumie nic dziwnego – spotkanie to nie może być przypadkowe i wszechświat już niedługo odkryje przed nami tajemnice jego przyczyny… W końcu nic w życiu nie dzieje się bez powodu!

IMG_7082

IMG_7092Wraz z Kate i jej przyjaciółką Zen spędzamy wspaniały wieczór. Najpierw idziemy do klubu Vista, który znajduje się na dachu wysokiego budynku. Roztacza się stamtąd wspaniały widok na połyskującą złociście piękność. Później dziewczyny zabierają nas do hotelu Strand, niegdyś miejsca spotkań kolonialnej elity… Uuuu! Po włóczęgach w Indiach czujemy się tu jak w filmie. Właściwie to od chwil spędzanych z Małgo w Pekinie, nie bywaliśmy w podobnych miejscach. Kate opowiada, że mieszka właśnie w stolicy Chin i przyjechała tu na dwa tygodnie w ramach urlopu, a głównym celem jej podróży jest przedłużenie chińskiej wizy. Zen natomiast pochodzi z Stanów i obecnie mieszka w Australii, gdzie kilka lat temu poznała Kate. Dziewczyny spotkały się tu na krótkie wakacje.
Gdy po raz setny zdumiewamy się nad tym, jak nieprawdopodobne jest to nasze dzisiejsze spotkanie, przypominają nam się nasi gospodarze z Guangzhou – Li i Chun, którzy z pewnością byliby tą historią zachwyceni. mmexport1413700349522 (1)Kontaktujemy się z nimi natychmiast i… czeka nas kolejny szok – okazuje się, że właśnie na świat przyszedł ich syn. Obydwoje z Li są jeszcze w szpitalu i czują się dobrze. Jak niesamowicie udało nam się połączyć znów z nimi w tej pięknej chwili.

I jak tu wierzyć w przypadki??

IMG_7084

Pierwsze dni w stolicy Birmy, upywają nam wyjątkowo towrzysko. Po południu następnego dnia spotykamy się przy jeziorze z Heleną i Jerome.

IMG_7122

A tego samego wieczoru poznajemy też pewną Polkę – Anetę. Woli by nazywać ją Nana. Dla nas Nana podróżniczka. Niesamowicie pozytywna ze swym wspaniale zarażającym śmiechem… Śmiać można by się z nią cały wieczór, a tu jeszcze te wszystkie ciekawe historie. Trzy lata temu wyjechała w podróż dookoła świata. Wykupiła bilet lotniczy, który w ciągu roku miał pozwolić jej okrążyć kulę ziemską, zatrzymując się w kilku wybranych miejscach. Wykorzystała tylko pierwszą jego część – bilet do Azji. Z reszty zrezygnowała i od trzech lat odkrywa tajemnice tego pięknego kontynentu. Przy smakołykach birmańskiego jedzenia ulicznego opowiada nam o swoich przygodach. Niejedna sprawia, że włos aż jeży się na głowie. Zdarzało się, że Nana lądowała bez grosza przy duszy, nie mając pojęcia, jak wybrnąć z martwego punktu i co ze sobą zrobić. Zawsze jednak jakaś magiczna siła podsuwała pomocną dłoń lub intuicja sugerowała właściwy kierunek. Pewnego dnia, gdy całkowicie spłukana, nocowała na plaży pośrodku niczego, podpłynęła do niej łódź. Zapytana, czy umie pływać łódką, natychmiast zapewniła, że to dla niej chleb powszedni, przecież pływa od dziecka! Tak rozpoczęła się jej przygoda z żeglarstwem, a dziś, już po kilku kursach, jest kapitanem statku i podczas kolejnych rejsów zarabia na następne podróże i życie w Azji. Uwielbiamy ludzi z pasją, którzy odważnie poddają się biegowi wydarzeń. Nie patrząc wstecz idą za głosem serca. Nana natychmiast zyskuje sobie nasze wielkie uznanie i spędzamy razem wspaniały wieczór, pełen inspirujących historii.

A jeśli chcecie podróżować z Naną, oto link do bloga: 

 http://travelingwithpassion.com/

IMG_7275-001


 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*
*
Website

*