Gobi

XVI

Płonące klify

Droga do Bajandzag mija szybko. Zanim dotrzemy do celu, zatrzymujemy się na krótką przerwę przy innych mniejszych klifach. Kierowca bombowca mianowany Katoszikiem, ciśnie przez pustynny step, jakby wraz z uzdrowieniem samochodu i on napełnił się nową energią.

IMG_3165

 A może to fakt, że wyprawa dobiega końca i jutro zobaczy swoją żonę oraz roczną córeczkę, sprawia, że tak się ożywił. Przy jednym z przystanków pytam, czy tęskni za swoją córką. ‘What is ‘miss’?’ pyta. No dobra, znów kalambury. Zerkam na Pawła oddalonego od nas, po czym wskazuję na siedzenie obok: IMG_3238

– ‘Pawel here – Good. No Pawel – I miss Pawel.’ – Cha cha!

‘So… do you miss Olcioczeretl?’ – Jest! Po raz pierwszy udało mi się poprawnie wypowiedzieć jej imię!

– Aaaaa.. Yes I miss!’  I jak zwykle powtarza sobie pod nosem nowo poznane słówko: ‘Miss, I miss..’

Jadąc do miejsca czerwonych piaskowych klifów, zwanych płonącymi, zatrzymujemy się po drodze u kilku rodzin, z których każda zaprasza nas na herbatę – specyficzną odmianę tutejszej herbaty, innej niż sutej caj, bez mleka, ale za to z solą! Przełykam ją dzielnie, by nie urazić gospodarzy. Uhh… smakuje jak lekarstwo. Mongołowie wierzą w moc soli. Na schorowany żołądek podają właśnie wodę z solą.
Właściwe to leczą nią wszystko. Z jakiegoś powodu dzisiejszego dnia w każdej jurcie zostajemy uraczeni tą paskudną zieloną herbatą z solą. Może to sprawa regionu… Przysłuchujemy się, jak Batgerel rozmawia ze swoimi znajomymi, czasem wtrącamy dwa słowa. Obdarowujemy jeszcze dzieci polskimi cukierkami i ruszamy przed siebie.  Po obiedzie ugotowanym znów gdzieś po środku stepu, w końcu docieramy do Bajandzag. Przed nami ostatnia noc w jurcie. Stojąc przed nią w oddali widać piaskowe klify. Nie czekając długo, zmierzamy w ich stronę. Może zdążymy na zachód słońca.

IMG_3198Flaming cliffs to wielokształtne urwiska, wyrzeźbione w piaskowcu. W tym miejscu znaleziono wiele kości i jaj dinozaurów sprzed 70 milionów lat. Klify są potężne. Po obejściu całej doliny wspinamy się na górę. Już po chwili dostrzegam naszą limuzynę. Batgerel sunie przez step w naszym kierunku. Pewnie stwierdził, że nie będzie nam się chciało wracać pieszo.

IMG_3229Następnego dnia rano przejeżdżamy koło nich raz jeszcze, by ostatni raz rzucić okiem na wspaniały cud natury, po czym trochę smutni, docieramy do Dalanzadgad. Tam czekając na autobus, wypełniamy ostatnie godziny odwiedzinami małego lokalnego muzeum.
Odwiedzamy też rodzinę Buggiego. Ciężko jest się pożegnać z Buggim, którego zdążyliśmy bardzo polubić. To jeden z najtrudniejszych momentów podróży. Rozstania. Jadąc poznaje się tylu pięknych ludzi i zawsze przychodzi moment, kiedy trzeba ruszyć w swoją stronę.

‘Bayarlalaa Buggy! Veirszte…’

IMG_3098

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*
*
Website

*