Gobi
IV
Dolina Jolyn Am – Ice Canyon
Po dwóch godzinach drogi docieramy do lodowego kanionu. Z dwóch jego stron biegną skaliste góry, a pośrodku zmrożona powierzchnia, pod którą płynie rzeka.
Podobno w najgłębszym miejscu lód trzyma cały rok. Zostawiamy samochód, gdy pojawia się śnieżna pokrywa i dalej już idziemy pieszo.. Ostrożnie przechodzimy z jednej strony kanionu na druga, gdyż lód miejscami cieńszy, a rzeka szumi pod nim niebezpiecznie. Jak zwykle panikuję i nie jestem pewna, czy powinniśmy iść dalej. Batgerel sunie jednak przodem. Co robić – idziemy za nim. Gdy schodzimy z lodu przy skalistych zboczach, pod naszymi nogami przebiegają małe, szare gryzonie, przypominające wyglądem świnkę morską. To szczekuszki gobijskie. Na nasz widok chowają się błyskawicznie w norach. Nie ma tu zbyt wielu zwierząt, od czasu do czasu przeleci ptak. I są jeszcze kleszcze o wdzięcznej, mongolskiej nazwie – hacziki. Tylko że te tutejsze kleszcze są potężne – ich średnica to spokojnie 5 milimetrów. Siedzą sobie wygodnie na wysokich trawach i tylko czekają na swoja ofiarę.
Batgerel ostrzega, że są niebezpieczne. Wskazuje nam kilka siedzących w kupie na kłosie trawy: „Dangerous!”. Ostrożnie omijamy trawy, jednak mimo tego, po powrocie do samochodu Paweł dostrzega trzy hacziki na moich spodniach! Drę się w niebo głosy, Buggy natychmiast strąca potwory na ziemie.
Spacer wzdłuż kanionu mimo haczikowych niespodzianke jest bardzo udany. Buggy na migi opowiada nam po drodze o złych górach oraz o karach, które zsyłają na ludzi. Skały są tu dość kruche, więc spadają często, szczególnie letnia porą, gdy jest dużo opadów. Dlatego też ważne jest, by sobie to święte miejsce udobruchać. W górach usypuje się z kamieni kopce Obo, po czym ustraja się je niebieskimi wstążkami i obkłada pieniędzmi. Czasem ludzie przynoszą na kopiec również czaszki i kości zwierząt.
Mongołowie żyją w zgodzie z naturą. Wierzą, ze trzeba o nią dbać, by ta nie rzucała klęsk i nieurodzajów. Buggy podczas spaceru zbiera wszystkie napotkane śmieci: butelki, puszki, papier… Mówi, ze góry odwdzięczą mu się za ten gest. Zwykle gdy tu przyjeżdża chce uczynić dla tego miejsca coś dobrego. W końcu i my przyłączamy się do tej akcji. Zostawiamy po drodze małe kopczyki śmieci, by zabrać je ze sobą wracając. Zbiera się tego kilka reklamówek! Czuję się trochę jak podczas szkolnych akcji – sprzątajmy nasza planetę