Tereldż
I
Dzieci
Na śniadanie są naleśniki z dżemem. W sąsiednim pokoju jurty dzieci budzą się ze snu. Niespełna dwuletni Batuga drze się niemiłosiernie. Przez chwile przyglądam się maluchowi siedzącemu na łóżku z kitką na głowie i zastanawiam nad jego płcią nie chcąc popełnić gafy. W Mongolii w pierwszym okresie życia dziecka nie podkreśla się jego przynależności płciowej. Często spotkać można dwu- i trzyletnich chłopców o dziewczęcym uczesaniu. Zgodnie z dawnymi wierzeniami dziecko w tym wieku nie posiada duszy i znajduje się w czasie przejściowym między życiem w tamtym i tym świecie. Rytuałem kończącym ten okres są postrzyżyny, które odbywają się w wieku 3-5 lat i wtedy to dziecku obcina się włosy nietknięte od narodzin. Wtedy też otrzymuje swój pierwszy strój del, czyli tradycyjny mongolski płaszcz.
Matka Batugi, Hondra, zajmuje się praniem i zupełnie nie reaguje na wrzask dziecka. Zwykle odnosi się do swoich dzieci dość chłodno i nie poświęca im zbyt wiele uwagi. Jest bardzo zapracowana, wiec tylko czasami znajduje chwilę, by wziąć malca na kolana. Starsza siostra Ano radzi sobie z tym całkiem dobrze, Batuga natomiast regularnie dopomina się o uwagę płacząc i tłukąc pięściami o podłogę. Mama zajęta obowiązkami nie zmienia nawet wyrazu twarzy. Czasem ojciec weźmie szkraba na ręce i rozweseli wspólnymi wygłupami, przy innej okazji przytuli starsza siostra, jednak tym razem poza mamą i mną w jurcie nie ma nikogo. Trudno mi siedzieć bezczynnie, serce mięknie błyskawicznie, więc przy kolejnym ataku płaczu, zrywam się do Batugi i zaczynam mu śpiewać. Zerkam na mamę, by się upewnić, że nie popełniłam foux pas wchodząc do ich sypialnej jurty, jednak ta jest całkowicie pochłonięta rozwieszaniem prania. Już po chwili na twarzy chłopca pojawia się słodki uśmiech. Szkrab przytula się mocno i kołysze z uśmiechem w moich ramionach.
Każdego dnia obserwujemy zdumieni jak dzieci wychowują się tu same. Biegają po całym podwórku, okolicznych wzgórzach, skaczą przez płoty i biegają za zwierzętami.. Batuga wyjmuje z przybudówki różne ciekawe ‘zabawki’, jest młotek i piła, są metalowe pręty, z którymi Batuga gania siostrę po podwórku. I tylko my reagujemy jakoś na rozgrywającą się scenę próbując zabrać mu niebezpieczne przedmioty. Matka zerka kątem oka na Batuge, który okłada właśnie młotkiem stół, obstukuje też kolejno wszystkie meble w jurcie. Nic. Zero reakcji. Dzieci nagle zaczynają bawić się w ganianego. Na środku kuchni rozżarzony piec. Przerażeni patrzymy jak popychają się nawzajem, jednak dzieci jakby szóstym zmysłem wyczuwają bezpieczną odległość i starannie omijają gorące palenisko. Przypomina mi to książkę ‘W głębi kontinuum’ Jean Liedloff. Zaufanie rodzica, że dziecko posiada swój własny instynkt samozachowawczy, który nie pozwoli mu zrobić sobie krzywdy, mogę tu obserwować jak na dłoni. To działa i rzeczywiście przynosi wymierne rezultaty. Umiejętności niespełna dwuletniego Batugi jak również starszej Ano są godne podziwu. Mały wspina się na płoty i dwa razy od niego wyższe. Jeśli spadnie, wstaje natychmiast zmotywowany, by próbować dalej, nawet mimo otartego kolana czy kolejnego siniaka. Ta zdolność przyda mu się, gdy przyjdzie wspinać się na meble po jedzenie czy picie. Gdy jest głodny nikt nie poda mu jedzenia i nie będzie namawiał by zjadł ‘za dziadziusia’. W czasie posiłków – nie przywołuje się dzieci do stołu. Nie ma na to czasu. Gdy każdy ma już swoją porcję, Hondra zwykle nakłada jedzenie dzieciom do małych miseczek, które odkłada gdzieś na bok, gdziekolwiek znajdzie kawałek wolnego miejsca. Dzieci przywiedzione zapachem i gwarem wesołych rozmów, same świetnie lokalizują te swoje miseczki i wspinając się po taborecie lub wiadrze, sięgają po swoja porcję, po czym znajdują wolny kąt i zajadają palcami. Jedzenie szybko znika i po chwili maluch biega znów po podwórku. Jeśli przegapi porę posiłku jedzenie będzie na niego czekało w tym samym miejscu, a gdy dziecko zgłodnieje, znajdzie je sobie bez problemu i zje ze smakiem. Gdy przychodzi czas toalety Batuga sięga po nocnik a jego starsza siostra Ano już po chwili siedzi przy nim, śpiewając mu piosenki i zabawiając brata wyliczankami. Później sprząta po maluchu, myje go, a nocnik zabiera do wychodka na dworze. Sześcioletnia Ano wraca w podskokach do jurty i zaczyna pomagać mi w myciu naczyń.
Doskonale zna cały proces przelewania wody z garnka do garnka i opłukiwania naczyń. Następnego dnia gdy z jej mamą przyrządzamy obiad, przybiega i bez słowa zabiera się za obieranie ziemniaków i marchewki, co idzie jej sprawniej niż niejednej kobiecie.
Dzieci przyglądają nam się z zaciekawieniem i coraz śmielej pochodzą zaczepiając nieśmiało. Spragnione są wspólnej zabawy. Podarowane cukierki czekoladowe w rękach Batugi stają się małymi łódeczkami w oceanie z piasku. Słodycze jakoś nie robią na nich wielkiego wrażenia. Ale dzielą się nimi chętnie rozdając cukierki innym. I tak plącza się po jurcie, biegają po podwórku spędzając czas na zabawie.