Gobi
II
Gobi – przygotowania do drogi
Wiadomo, że Gobi jest potężne. W samej Mongolii zajmuje ogromną powierzchnię, a jeszcze część chińska… Decydujemy się jechać do Parku Narodowego Gobi Gurwan Sajchan, który charakteryzuje się bardzo różnorodnym krajobrazem. Są góry, zielone porosłe trawą doliny, jest część pustynna i piaszczyste wydmy, jak również ciekawe formacje z piaskowca. Chcemy odwiedzić Dolinę Jolyn Am w masywie Gurwan Sajchan, wydmy Chongoryn Els oraz klify z pisakowca zwane Bajandzag.
Przed wyprawą zaopatrujemy się w pożywienie na cały tydzień. Nie jemy mięsa, więc nie ma co liczyć na wspólne posiłki z rodzinami w jurtach. W Tereldż było to jeszcze możliwe, gdyż łatwiej tam o warzywa, no i Hondra zgodziła się nam przyrządzać alternatywne dania. Jednak w Gobi, jak uprzedza nas Ogi – ‘bywa, że jest tylko suche, wielbłądzie mięso i mleko’. Jeśli wydawało mi się, że spoglądając na talerze Mongołów zatęsknię w którymś momencie za padliną, wystarczyło pierwsze zderzenie ze stęchłym zapachem baraniny podczas jej przyrządzania, by obawy zniknęły błyskawicznie. Może jeszcze przyjdzie taki moment podczas naszej podróży… coś czuję, że raczej nie będzie to Mongolia.
Czas na zakupy. U mnie pojawiła się pierwsza niestrawność i wcale mi te zakupy żywieniowe nie w porę. Może to i lepiej – do koszyka jakoś tak instynktownie trafiają zdrowe produkty i wydajemy mniej kasy! W Dalanzadgad ciężko jest jednak dostać to, co znamy, pomijając liczne przetwory z Rolnika zapełniające tu cały regał! Słoików z ogórkami, kompotem i marchewką z groszkiem zatrzęsienie. Zgarniamy z półek do koszyka cokolwiek jesteśmy w stanie jakoś przyrządzić. Sery nie są w Mongolii zbyt popularne, nie ma też szans na soczewicę czy fasolę (poza tą w puszce), z warzywami też słabiutko i są dość drogie. Jest za to kasza gryczana, owsianka, ryż, kapusta, marchew, ziemniaki, cebula, oliwa, przyprawy.. – z tego już uda się coś upichcić! Dwadzieścia litrów wody mineralnej i jeszcze raz tyle wody gruntowej w baniaku. Poza miastami nie ma dostępu do bieżącej wody. W każdej jurcie przy wejściu stoi wielka niebieska beczka pełna wody zakupionej lub też zaczerpniętej z lokalnej studni. Oczywiście nie mamy zielonego pojęcia, ile wody potrzeba na siedem dni! Z pożywieniem już trochę łatwiej, choć wciąż się wahamy czy nie dorzucić jeszcze jednego worka ryżu czy kaszy. Wierzę, że po tej wyprawie będziemy w tym temacie dobrze zorientowani! Póki co niezawodny i niezastąpiony Batgerel nie raz będzie nas ratował z opresji..