Gobi
I
‘Golden Gobi’
Pierwsze noce w Ułan Bator spędzamy w miejscu, które raczej trudno polecić. Obyło się bez tragedii, jednak po spotkaniu Chacko i jego rekomendacji, decydujemy się przenieść do Golden Gobi. Prowadzony jest przez mongolską rodzinę, pochodzącą właśnie z Gobi i umiejscowiony w samym centrum stolicy. Miejsce jest naprawdę fajne, atmosfera wyluzowana, a gościnność prawdziwie mongolska. Wśród gwaru i rozmów zawsze możesz liczyć na ciepłą herbatę czy kawę , która zostaje Ci zaoferowana zanim jeszcze przekroczysz próg domu.
Miejsce ma w sobie coś, bo drewniany salon zawsze jest pełen ludzi, rozmów i śmiechu. Gdy poczujesz się przytłoczony gwarem, na przykład po powrocie z dalekich stepów, bezkresnej przestrzeni dzikiej natury Mongolii, możesz się spokojnie schować w zaciszu pokoju. Mama przyrządzi Ci uzdrawiające mongolskie lekarstwo – wodę z solą i już sam ten gest sprawia, że czujesz się lepiej. Hostel prowadzony jest przez jej dzieci, Ogi i Bob’a, którzy mając własne rodziny, zawsze jednak znajdą chwilę na rozmowę i rady. To miejsce ma w sobie jakąś właściwość, która sprawia, że czujesz się jak w domu. Pewnego dnia, córka Ogi wylądowała w szpitalu, wszyscy wspieraliśmy wystraszoną mamę i jej rodzinę rozmowami i dobrym słowem. Na szczęście skończyło się na kilku dniach w szpitalu i mała wróciła do zdrowia.
Poza prowadzeniem hostelu, rodzina organizuje też wycieczki we wszystkie zakątki Mongolii. Chętnie zadbają o klienta organizując pakiety wycieczkowe z przewodnikiem, transportem, kucharzem i pewnie też masażystą jeśli sobie tego zażyczysz… My potrzebowaliśmy jedynie sprawnego samochodu i kierowcy, reszta we własnym zakresie. Chcemy jechać do Parku Narodowego Gurwan Sajchan w Gobi. Ogi wykonuje kilka telefonów i po chwili oferuje usługę. Udaje nam się zbić trochę z ceny i jesteśmy umówieni.
Do Dalanzadgad dojedziemy sami lokalnym autobusem (zaledwie 10 godzin podróży z Ułan Bator, a po trzech znikają asfaltowe drogi i dalej już tylko kurz i wyboje… za to tanio i wśród lokalnie). Na miejscu mamy zaklepany samochód i kierowce.
Jak się później okazuje, kierowca – Batgerel, zna tylko kilka słów po angielsku, przy czym dzielnie uczy się języka, a rozmówki mongolsko-angielskie ma zawsze pod ręką. Będzie to miało swoje plusy, gdyż wymagać będzie od nas dużo więcej zaangażowania, by się czegoś dowiedzieć, no i zmotywuje do nauki mongolskiego! Z tej wymiany językowej Buggy wyniesie jednak zdecydowanie więcej, bo angielskie słówka chwyta błyskawicznie.
No więc my, Batgerel i przygoda! Taki wariant umożliwi nam poruszanie się bez pośpiechu i z możliwością zmiany planu, przedłużenia ulubionych części podróży, bądź też skrócenia tych mniej ciekawych… czyli tak jak lubimy!
Witaj GOSIK !!!!! Witajcie kochani!!!! Nie mogliśmy sie doczekac kiedy otrzymamy jakieś wiesci od Was , dlatego bardzo ucieszyliśmy się tym blogiem, który nam przyslała Paula. Oczywiscie czytamy od deski do deski !!! Pięknie piszesz Gosik, masz wspanialy styl, fajne spostrzeżenia i refleksje dlatego MUSISZ to w przyszłosci wykorzystac !!! Doskonaly materiał na książke !!! Ale nie to w tej chwili jest ważne.Wazne jest to, co już zobaczyliscie. Dla nas , przeciętnych śmiertelników to tez wielka uczta duchowa i nie tylko. Cieszymy się bardzo razem z wami. Oglądamy zdjęcia,czytamy to co opisujecie, jesteśmy zachwyceni !!!!! Oby tak dalej !!!Zyczymy zdrówka, wytrwałości i w dalszym ciągu jak najwięcej cudownych wrażen!!! Pozdrawiamy serdecznie, buziaczki, pa !!! Czekamy na dalsze wieści od was ale przede wszystkim czekamy na szczęśliwe rozwiązanie u PAULI. Jeszcze raz pozdrowionka dla Ciebie i Pawła
Witajcie kochane Maturki nasze! Dziekuję za ciepłe i motywujące slowa. No jak tak, to nic tylko pisac.. haha! Miło mi bardzo, że dobrze sie czyta i podróżujecie z nami my też wyczekujemy z Wami na lipiec i liczymy na duzo zdjęć, jak już malutki się urodzi.Usciski dla Was wszystkich!