W Kantonie, czyli Guangzhou spędzamy zostajemy na dłużej, w związku z czym pozwalamy sobie na spokojniejsze tempo i dużo więcej odpoczynku. Potężne miasto to kolejny chiński moloch. Kryje w sobie dużo ciekawych zakątków, w których chętnie gubimy się, wędrując tu i tam. Spacerując trafiamy na długie, wąskie uliczki, w których zakłady rzemieślnicze umiejscowione są tematycznie. Są też niewielkie hurtownie, w których zaopatrują się lokalni handlarze. 

IMG_2349

IMG_2279

IMG_2341

Wraz z poznanym Koreańczykiem trafiamy pewnego wieczoru do Shamian Island, czyli w okolice francusko – brytyjskie.

IMG_2057 Spacerujemy przy Perłowej Rzece, która ładnie oświetlona, mieni się mnóstwem kolorów. W ciągu dnia wśród spacerujących, na promenadzie przechadzali się tutaj również pacjenci z pobliskiego szpitala.

Nad rzeką majestatycznie wznosi się wieża Canton, której jednak nie udaje się nas zwabić na swój szczyt, mimo kuszącej wizji pięknych widoków.

IMG_2615

Mieszkamy na siedemnastym piętrze poteżnego wieżowca. Codziennie rano wjeżdżamy na dach ćwiczyć jogę i poranna gimnastykę, więc widoków mamy pod dostatkiem! Miejsce nadaje się idealnie, oczywiście tylko wczesnym rankiem, zanim dotrze spiekota kolejnego dusznego dnia. A na podwórku tuż przed domem – basen w rzeczy samej! Czegóż chcieć więcej 😉

IMG_2034

Tak więc najwspanialszy ze wszystkiego jest w Kantonie nasz dom. Całkiem świadomie i celowo używam tego właśnie słowa, które w podróży nabiera jeszcze większego znaczenia. Po ponad dwóch miesiącach objeżdżania Chin, to właśnie domu trzeba nam najbardziej. Zatrzymujemy się u Chuna, w jego rodzinnym hostelu Plum Flower. Mieszka tu ze swoją matką i żoną Li. Obie kobiety dbają o rodzinne gniazdko i atmosfera jest bardzo przyjazna. Dwa pokoje w wielkim mieszkaniu udostępniają gościom. Jest i salon, w którym gromadzimy się przed telewizorem, by przekąszając wspólnie owoce, spędzać wieczory na rozmowach i śmiechu. U Chuna poznajemy też Australijkę – Kate. 

IMG_2672

Jesteśmy jednymi z ostatnich gości w tym miejscu. Żona Chuna, Li, jest w siódmym miesiącu ciąży i już niedługo na świat przyjdzie ich dzieciątko. Będą oczywiście potrzebować więcej spokoju i prywatności, więc postanawiają zamknąć hostel. Chun rozwija swoje zainteresowanie europejskimi winami i coraz poważniej myśli o tym, by zająć się ich importem do Chin. Rozprawia o tym, pokazując obszerne katalogi, a w ostatni wieczór otwiera swoje ulubione trunki, zapraszając nas do degustacji :) Ja ciesząc się dostępem do kuchni i możliwością gotowania, przyrządzam swoje popisowe danie. Na deser nasze ulubione mangostany, którymi zajadaliśmy się jeszcze w Yangshuo. Dzięki Li pojmujemy wreszcie jak się do tych owoców dobrać. Nasz sposób z łyżeczką choć skuteczny, jest dużo bardziej skomplikowny niż to konieczne. Li dociska czubek owoca kciukiem, łupinka otwiera sie i ukazują się owoce, pościskane niczym ząbki czosnku.

IMG_2667

Li liczy ziarenka i cieszy się z wygranej. Siedem! 

IMG_2662

Już po chwili opowiada nam o swojej pracy pilęgniarki i o tym, jak sobie radzi z codzinnymi obowiązkami w zaawansowanej ciąży. Podobnie jak większość Chińczyków, obydwoje z Chunem bardzo chcieliby, aby dziecko było chłopcem. W Chinach nielegalnym jest zdradzanie płci dziecka przed jego urodzeniem. To oczywiście z powodu aborcji dokonywanych na dziewczynkach. Zjawisko to podobno ma tutaj  jeszcze większą skalę niż w Indiach. Maleństwo ma się narodzić w październiku. Li zdradza nam w sekrecie, że jutro idą z Chunem do lekarza i może uda im się poznać płeć dziecka…

IMG_2684

Nastepnego dnia, gdy przygwożdżeni plecakami i gotowi do wyjścia na lotnisko, żegnamy się z rodziną, Li przytula mnie serdecznie i szepcze do ucha z radościa: ‘To chłopczyk’. 

Obydwoje z Chunem obiecują wysłać nam zdjęcie dzieciątka, gdy tylko się urodzi.

 

 

 

One thought on “Guangzhou

  1. Fajnie, ze znależliście serdecznych ludzi i pocieszyliście sie troche domowym klimatem :) Buziaki

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*
*
Website

*