Pierwsza wolna sobota i pierwszy weekend po dniach pełnych zajęć jest jak najwspanialszy dar.
Czas!
Chwilami myślę, że to największy skarb. Prawdopodobnie zaraz po zdrowiu, które przecież z pojęciem czasu jest nieodłącznie związane. Postanawiam niczego dziś nie planować, na nic się nie umawiać. To zaledwie tydzień zobowiązań, a przeze mnie już przemawia ogromna tęsknota za WOLNOŚCIĄ. No tak, czym jest czas, gdy wolności brak!?
No, już nie dramatyzuj głuptasie… Sama sobie tę jogę wymyśliłaś i wiedziałaś doskonale, że kurs będzie intensywny. Ciesz się sobotą i nie trać jej na wędrówki umysłu i analizy.

Zanurzam się więc w swej wolności po uszy. Spacerując uliczkami Mc Leod Ganj, obserwując ludzi, zaglądam w każdy zakamarek miasta. Jakaś niewidzialna siła kieruje mnie do Muzeum Tybetu. Jak na ironię… Aż wstyd pomyśleć, że zaledwie chwilę wcześniej rozważałam brak wolności w swoim własnym przypadku?? Jakżeż wszystko jest względne i ileż potrafi mieć wymiarów…

IMG_5689

Przy wejściu do muzeum spotykam dwóch turystów, Hindusa i Australijczyka. Mówią, że za dziesięć minut rozpocznie się projekcja filmu dokumentalnego, więc wygląda na to, że przyszłam w samą porę. Będzie o wydarzeniach w 2008 roku, kiedy w Lhasie miały miejsce pokojowe protesty, z którymi chińskie władze rozprawiły się bezwzględnie. Znajomi uprzedzają, że film podaje temat na tacy, bez owijania w bawełnę. I dobrze. Szczerze mówiąc, dość mam ukrywania prawdy o Tybecie i trudności z ustaleniem faktów. W Internecie trzeba się sporo naszukać. Media są stronnicze. Przy tym, jak zachód cacka się z Chinami, nie ma co liczyć na swobodny dostęp do rzetelnych informacji na ten temat. Wygląda na to, że Mc Leod Ganj to jedno z niewielu miejsc, gdzie można otwarcie rozmawiać. To tutaj Rząd Tybetański wraz z Dalajlamą znalazł schronienie po tym, jak musiał uciekać z Lhasy i już ponad 60 lat przebywa poza granicami Tybetu.

IMG_5678
Film rzeczywiście jest bezpośredni i niestety brutalny. To historia pokojowych protestów z marca 2008 roku, kiedy to mnisi buddyjscy wyszli na ulicę, by po raz kolejny wyrazić swą niezgodę na politykę asymilacji, stosowaną przez Chiny. Marsze pokojowe odbywały się w różnych miejscach – zarówno w Lhasie, jak i innych regionach Tybetu. Natychmiast jednak były blokowane siłą, a Tybetańczycy aresztowani, torturowani i mordowani. Tym, którzy przeżyli, odmawiano pomocy szpitalnej. Przeczesywano domy w poszukiwaniu aktywistów. Bez sprawiedliwych procesów wsadzano ludzi za kratki i traktowano w podły sposób. Wciąż nieznane są rzeczywiste liczby ani też los wielu, którzy wzięli udział w tamtych protestach. Ludności tygodniami nie wolno było opuszczać domów i jeśli ktoś się z tego wyłamał, karano go w brutalny sposób.

20140920_155451
Po wyjściu z sali filmowej aż kręci mi się w głowie. A to dopiero początek… Zwiedzając muzeum stopniowo odkrywam kolejne wątki przerażającej historii Tybetu.

Przez ponad 2000 lat Tybet był niezależnym krajem posiadającym własny rząd, służby publiczne, walutę, armię i policję. Stosunki z Chinami sięgają bardzo dawnych czasów. W VIII w. Tybet najechał na Chiny zajmując ich tamtejszą stolice Xian. W pewnych okresach to Chiny miały silne wpływy w Tybecie, a były też czasy, gdy obydwa kraje przebywały pod obcymi rządami. Pod żadnym względem Tybet nigdy nie był częścią Chin. 

W 1949 Chiny najechały na Tybet zamierzając wymazać tybetańską tożsamość i tradycję. Nieznana jest dokładna liczba, ale potwierdzono, że od tamtego czasu ponad milion Tybetańczyków zginęło w wyniku okupacji, walk, głodu czy obozów pracy. Dorobek kultury i skarby narodowe były rabowane, palone i niszczone. Stracono je na zawsze. Lasy wycinano, a jeziora zanieczyszczono. Tybet stał się bazą wojskową oraz miejscem składowania odpadków nuklearnych. Ustawa o zasiedlaniu Tybetu chińskimi imigrantami sprawia, że Tybetańczycy zaczynają stanowić mniejszość na swoich własnych ziemiach.

Rząd chiński prowadzi w szkołach i klasztorach kampanię nazywaną ‘reedukacją patriotyczną’, która ma na celu zapoznanie Tybetańczyków z chińską kulturą, naukę chińskiego języka… Opór przed jej przyjęciem spotyka się z aresztowaniami, więzieniem oraz torturami. Jednocześnie rząd chiński przechwala się osiągnięciami w rozwoju edukacji i służby zdrowia. Prawda jest taka, że te dostępne są jedynie w większych miastach, gdzie życie jest drogie i gdzie obecnie mieszkają głównie Chińczycy. Niewielu Tybetańczyków może z tych służb skorzystać. Większość prowadzi bardzo skromne wiejskie życie. Produkty rolnicze wytwarzane przez nich są bardzo wysoko opodatkowane, a ceny ich sprzedaży niskie. Tybetańczykom ciężko jest się z tego utrzymać, ciężko też jest dostać pracę. Oczywisty jest cel takiej polityki. Dodatkowo mieszanym małżeństwom przysługują większe zasiłki, by motywować do zakładania rodzin tybetańsko – chińskich.
Wielu decyduje się emigrować do Indii i Nepalu, pieszo przemierzając masyw Himalajów, by odzyskać wolność i możliwość kultywowania swej własnej tradycji i kultury. Zdarza się, że nie udaje im się przez to przebrnąć, zdarza się, że narażają swoje zdrowie i docierają bardzo słabi lub z odmrożeniem kończyn.

Wielu, zarówno mnichów, jak i zwykłych Tybetańczyków, w totalnej desperacji dokonuje aktu samospalenia, widząc to jako ostatni sposób, by powiedzieć NIE.

I nie jest to fakt sprzed kilku miesięcy czy kilku lat. To dzieje się wciąż. Każdego miesiąca lokalna prasa w Mc Leod Ganj podaje informacje o kolejnych tragediach, aresztowaniach, prześladowaniach.

http://www.contactmagazine.net/

W Chinach, jak również w Tybecie, popularna jest aplikacja ‘We chat’, dzięki której ludzie komunikują się (bardzo przypomina europejskiego what’s up’a). Ostatnio aresztowano Tybetańczyka, gdyż za pośrednictwem tej aplikacji dzielił się ze znajomymi osobistymi przeżyciami. Aż wzdrygam się, gdy o tym czytam. Myślę o naszej znajomej Tybetance poznanej w Czengdu. Często kontaktujemy się na we chat’cie. Właśnie chciałam do niej pisać o tym, co widziałam w muzeum i o ile bardziej rozumiem wszystko, o czym próbowała mi opowiadać. Ale ze mnie naiwniak! Gdy pomyślę, ile kłopotów mogłam jej przysporzyć… IMG_5687
Czytam też historię dotyczącą Panchen Lamy, a więc najwyższego po Dalajlamie dostojnika w Tybecie. X Panchen Lama silnie kontrolowany przez władze chińskie umiera na atak serca w kwietniu 1989. Zabiera kilka lat ustalenie jego nowej inkarnacji i w końcu jego świątobliwość Dalajlama oficjalnie uznaje Gedun Choeckyj Nyima.
Urodził się 29 kwietnia 1989 roku w prowincji Lhari i 14 maja 1995 roku zostaje uznany XI Panchen Lama. Zaledwie dwa dni później znika, a rząd chiński już od prawie dwudziestu lat odmawia udzielenia jakichkolwiek informacji o tym, gdzie przebywa i co się z nim stało. Nieoficjalne źródła podają, iż w latach swego dzieciństwa był więziony, być może jest wciąż, być może nie żyje… Mimo wielokrotnych apeli zachodnich państw Chiny nieugięcie milczą, jednocześnie mianując swego własnego Panchen Lamę.

Gedun Choeckyj Nyima ma lub miałby dziś 25 lat.

Opuszczam muzeum kompletnie rozklejona. Zbiera się na burzę, więc chowam się w jednym z barów w ulicy przy świątyni i muzeum. Z kubkiem gorącej herbaty przeczekuję tam wichurę. Obserwuję pogodę za oknem, a ta trochę koi mój ból, żal i niezgodę. O ile trudniej byłoby oglądać teraz niebieskie niebo i świecące słońce. Czuję złość, bezsilność i smutek. Irracjonalne myśli kotłują się w głowie. Tak bardzo chciałabym móc coś zrobić. Nie mogę pojąć ogólnego milczenia świata na krzywdę, która się tam rozgrywa.

Gdy przygotowuję ten post, by zamieścić go na blogu, czytam akurat w wiadomościach o tym, że papież Franciszek odmówił audiencji Dalajlamie, który przebywał w grudniu we Włoszech. Watykan jasno określa, że decyzja ta motywowana jest zachowaniem dobrych stosunków z Chinami. Informacja ta sprawia mi przykrość. Wszystko rozbija się o politykę i interesy publiczne – twoje, moje, ich, nasze… Wszędzie podziały i gry, w których gubią się już sami gracze. Mało kto potrafi odważnie mówić o tym, co się naprawdę dzieje. Łatwiej o konformizm i chowanie głowy w piasek. Prawda pociąga za sobą zbyt trudne konsekwencje.
Wierzę, że religia, aby mogła stać się warta dwudziestego pierwszego wieku, musi być cnotą i umieć wznieść się ponad to całe bagno, polityczne zagrywki i gry taktyczne. Ludzie są już zbyt świadomi i mądrzy, by bawić się w hipokryzję. Sama też okazałam się naiwna zakładając, że Watykan będzie trzymał się od polityki z daleka. Odwiedziny Dalajlamy? Przecież oko wielkiego brata patrzy. Z jakiegoś powodu łudziłam się, że obecny papież Franciszek bliższy będzie temu z Asyżu. Pamiętam, jak chwilę po tym, jak został wyświęcony, odwiedził robotniczą stołówkę w Watykanie, gdzie wraz z najniższymi ‘w szeregu’ zjadł posiłek, odmawiając jakiejkolwiek służby i przywilejów. Czy to mi wystarczyło, by założyć, że już zawsze będzie kierował się dobrem maluczkich?
Dalajlama pokornie przyjął odmowę, przepraszając za swą prośbę oraz wszelkie niedogodności z nią związane… Smutne.
Kiedy wreszcie świat przebudzi się z fałszu i hipokryzji? Kiedy przestaniemy udawać? Czy w ogóle kiedykolwiek się przebudzi? Chyba najlepiej nie myśleć o tym zbyt wiele. Po swojemu ‘stawać się zmianą, którą chce się widzieć w świecie’. Potrzeba czasu. Może świat nie jest jeszcze gotowy na osoby takie, jak Dalajlama. Na ten poziom świadomości oraz konsekwencji w tym, co robi i w co wierzy. Prawdziwa wolność. Życzyłabym każdemu, by mógł i potrafił sobie na tę wolność pozwolić.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*
*
Website

*