Z pośród miejsc, które odwiedziliśmy w Buriacji, największe wrażenie zrobił na nas Ivolginski Dacan, kompleks świątyń buddyjskich, położony pośród stepu 30 km od Ułan Ude.

IMG_1365

Jego historia sięga 1946 roku, kiedy to Stalin, biorąc pod uwagę zasługi Buriatów w walce z faszystami, zezwolił na wybudowanie tu maleńkiego klasztoru buddyjskiego. Rozbudowano go w 1972 roku. Obecnie jest to główne centrum buddyzmu w Rosji i siedziba zwierzchnika lamaizmu rosyjskiego Chambolamy. Mieści się tu również szkoła, powstała w 1991 roku, która kształci około 200 studentów w różnym wieku. Klasztor Ivolgiński jest pod ochroną państwa jako zabytek i unikalny kompleks architektoniczny. Po klasztorze oprowadza nas pani przewodnik, która na co dzień naucza tu języka angielskiego.  IMG_1367

Opowiada nam o rytuałach i zwyczajach panujących w świątyni. Mnisi odziani w purpurę, przy dźwiękach gongów, rogów, muszli i piszczałek, intonują mantrę „Om mani padme hum” (O klejnocie w kwiecie lotosu…). Wierni przynoszą słodycze, pieniądze i układają je przed posążkami buddów. Podchodzą do pojemniczka ze świętymi olejkami oblewają nimi czoło. Później składają pokłony. Nasza przewodnik tłumaczy, że przykładanie złożonych dłoni do czoła, ust i piersi ma swoje symboliczne znaczenie. Złożenie rąk przed sobą oznacza gotowość do kierowania się naukami Buddy, podniesienie ich nad głowę chęć osiągnięcia Nirwany, a przyłożenie ich do czoła, gardła i piersi, to prośba o odpuszczenie przewinienia ciała, ducha i umysłu. W około świątyni rozmieszczone są małe i duże młynki modlitewne (barabany). Poruszanie ich, koniecznie w kierunku wskazówek zegara, jest niejako obowiązkiem wszystkich wiernych, gdyż młynki zawierają w sobie słowa modlitwy, a pokręcane niesione są do nieba. Te i podobne rytuały będziemy obserwować jeszcze w kolejnych odwiedzanych świątyniach, do których trafimy podczas naszej podróży.

Zwiedzając to największe centrum buddyzmu w Rosji, poznajemy zdumiewającą historię z nim związa. Dotyczy jednego z tybetańskich lamów, który był wcieleniem buddy. Nazywał się Khambo Lamy Itigilova. Umarł w pełnej świadomości w trakcie medytacji w pozycji kwiatu lotosu wypowiadając mantrę śmierci.

hämtaW takiej też pozycji siedzi po dziś dzień, a jego ciało prawie się nie rozkłada! Legenda mówi, że już na jakiś czas przed śmiercią, lama wiedząc, że umrze, poprosił swoich uczniów, aby pozostawili go w spokoju, siedzącego w pozycji kwiatu lotosu, by odszedł podczas medytacji. Poprosił również, aby pochowali go w tej pozycji na głębokości czterech metrów, a po trzydziestu latach wyjęli z ziemi. Gdy to uczyniono, okazało się, że ciało lamy prawie nie uległo rozkładowi. Przez wiele lat sprawę trzymano w sekrecie ze strachu przed władzami komunistycznymi, a 75 lat po śmierci lamy, tajemnica została ujawniona. W 2002 roku sprawę przebadali naukowcy potwierdzając niebywałe zjawisko. Wtedy też ciało przewieziono do Ivolginskiego Dacanu. Podobno rozkład ciała odpowiadał temu, co zwykle stałoby się z nim po 36 godzinach od pochówku. Ciało można zobaczyć dziewięć razy w roku, podczas buddyjskich ceremonii. Najbliższe święto odbędzie się tu miesiąc po naszej wizycie, więc raczej nic z tego... Gdy pytamy, czy możemy go zobaczyć, przewodnik uśmiecha się tajemniczo i mówi: ‘Maybe if you are lucky…’  

Mnisi wierzą, że lama tak naprawdę wciąż żyje i jest w stanie nirwany. Są również pogłoski o jego rzekomym słabo wyczuwalnym pulsie. Buszując w internecie natknęłam się też na opinie niedowiarków, jakoby był to doskonały przykład mumifikacji za pomocą soli.

Kto wie…

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*
*
Website

*