Shangri La
II
Pożar
Zakwaterowanie znajdujemy w Tavern 47, którego właścicielami są Koreańczyk i Tybetanka. On przyjechał tu kilka lat temu podróżując i zdobywając okoliczne szczyty, ona mieszka tu od dziecka. Zakochali się w sobie, wzięli ślub i od trzech lat prowadzą tu hostel, w starym tybetańskim domu.
Właściciel hostelu, June, podaje nam klucze do pokoju. Gdy pytam, w którą stronę kierować się do starówki, spuszcza smutno wzrok i radzi, aby nie nastawiać się na zbyt wiele. ‘80% starego miasta spłonęło całkowicie’ mówi, jakby próbując nas przygotować. Drżącym głosem opowiada o tragedii, która przecież wciąż jest bardzo świeża.
‘Młoda dziewczyna, Chinka (zaznacza June) spowodowała te tragedię. Tego wieczoru wróciła do domu kompletnie pijana. Chciała zagrzać sobie w pokoju i podłączyła piecyk elektryczny, po czym wsunęła go pod łóżko!!! Dotoczyła się jeszcze do łazienki, a tam zasnęła na podłodze. Stare drewniane budynki szybko zajęły się ogniem i domy płonęły jeden po drugim.’
June mówi, że postawieni na nogi w środku nocy, wynosili z hostelu naprędce drogocenne przedmioty. Ogień zatrzymał się na początku ulicy kilka domów przed hostelem.
‘Dziewczyna nie przeżyła?’ pytam niepewnie, choć odpowiedź wydaje się jasna. ‘Przeżyła. Uratował ją sąsiad, Tybetańczyk. Stąd też wiadomo, jak się to wszystko zaczęło… Pożaru jednak nie udało się zatrzymać.’
Szczęściem w nieszczęściu, a właściwie cudem jest to, że podczas pożaru nikt nie zginął. Dziewczyna odsiaduje swoją karę w więzieniu, choć żadna kara nie zwróci ludziom tego, co stracili. W starówce mieściły się sklepiki z biżuterią, pamiątkami, odzieżą oraz restauracje, hotele… Wszystko spłonęło. Odbudowanie tego zabierze wiele lat.
Chwila odpoczynku i zadumy, po czym wybieram się na spacer, by zobaczyć, co pozostawił po sobie żywioł.
Widok jest straszny. Pozostały zaledwie dwie uliczki, w których sprzedawcy kontynuują sprzedaż pamiątek, jednak nie ma zbyt wielu kupujących. Myślę o ironii losu związanej z próbami przyciągnięcia turystów zmianą nazwy, gdy niedługo później taka tragedia, która sprawia, że miasto niemalże zamiera. Naprawdę ciężko przyrównać obecny wygląd miasta do tętniącego życiem Lijiang. Mieszkańcy spacerują przecinając wielki pusty plac z resztkami budynków. Usunięto już spalone części domów, tylko gdzieniegdzie spopielone resztki sterczą i przypominają o żywiole. Wszystko jest rozkopane, gdyż ‘korzystając z okazji’ wzdłuż ulic montowana jest kanalizacja.
Na tle zachodu słońca połyskuje piękna świątynia na wzgórzu, a przy niej największy na świecie buddyjski młynek modlitewny. Pożar na szczęście nie dotarł na wzgórze.