Sekretna wojna
Laotański sposób spędzania czasu w hamaku przypada nam do gustu. Na szczęście, w ciągu pierwszych kilku dni w Muang Ngoi, poza leżakowaniem i cudownym nicnierobieniem, udaje nam się zrobić coś jeszcze…
Kilka spacerów po okolicy.
Jeszcze tylko kilkanaście minut pod górę i docieramy do punktu widokowego. Czyż ta kraina nie zasługuje na miano raju na ziemi??
Odwiedzamy też dwie jaskinie.
A tych jest w okolicy całe mnóstwo. Ziemia w regionie podziurawiona jest niczym szwajcarski ser. To właśnie w tych jaskiniach okoliczni mieszkańcy znajdowali schronienie podczas Sekretnej Wojny. Słyszeliście o niej kiedykolwiek?
O wojnie w Wietnamie wie przecież każdy. Mało kto jednak ma świadomość tego, co wydarzyło się w tych czasach w krajach sąsiadów. Do dziś bowiem temat ten zmiatany jest pod dywanik i nikt oficjalnie nie przyznał się do zbrodni, jakich dokonano na ludności Laosu i Kambodży. To właśnie przez tereny tych krajów przechodził niegdyś szlak Ho Chi Minh. Rosja i Chiny transportowały tędy broń na południe Wietnamu do Viet Cong, by wspomóc tamtejszą komunistyczną stronę konfliktu. Pomimo tego, że w 1962 roku w Genewie 14 krajów podpisało porozumienie, które miało gwarantować Laosowi neutralność i zabraniało obecności zagranicznych wojsk na terenie kraju, w 1964 roku Laos został zaatakowany przez Stany Zjednoczone. Amerykanie, chcąc zniszczyć szlak transportu wojska i broni, dokonywali rozległych bombardowań, które wspierane były przez królewski rząd Laosu. Długo ukrywano ów fakt przed światem i obecnie to, co wydarzyło się na tych terenach w latach 1964 – 1973, zaczęto nazywać ‘sekretną wojną’ . Starsze pokolenie może wciąż pamiętać wypowiedzi Richarda Nixona, który miał zapewniać, iż na terenie Laosu nie stacjonują żadne amerykańskie wojska. I choć nie stacjonowały, informacja, jaką przekazywał mediom, była całkiem konkretnie naciągana. Brzmiała poprawnie i to starano się utrzymać. A tymczasem wojska amerykańskie dokonywały niewyobrażalnych bombardowań i akcji powietrznych. Zginęło wielu niewinnych i bezbronnych ludzi. Na Laos zrzucono w tamtych latach ponad dwa miliony ton ładunku. Wydawano średnio 2 miliony dolarów dziennie na amunicję, przez 9 lat. Amerykanie zrzucili na Laos więcej amunicji niż w sumie spadło na wszystkie kraje podczas całej drugiej wojny światowej!
Największe natężenie ataków miało miejsce w roku 1969, kiedy to na Laos spadły 433 tysiące ton bomb.. Lotnictwo amerykańskie zostało zwolnione z zakazu dokonywania lotów nad Laosem i wkrótce co najmniej 500 maszyn dziennie operowało nad górzystym pograniczem. Z końcem roku ilość bombardowań południowego Laosu wzrosła nieomal trzykrotnie, z 4700 lotów bojowych w październiku do 12 800 w listopadzie. Są to oficjalne dane, choć mało kto ma o tym pojęcie. W większości była to amunicja kasetowa, która składając się z dużej ilości mniejszych ładunków wybuchowych, eksploduje w powietrzu nad celem (celami), uwalniając je. Pole rażenia tej pojedynczej broni jest wielkości stadionu piłkarskiego.
Ludzie więc nie mieli innego wyjścia jak zamieszkiwać okoliczne jaskinie, w których z czasem stworzono urzędy, banki, szpitale, całe hale mieszczące lokalną ludność.
Ilu ludzi zginęło podczas sekretnej wojny – nie wiadomo. Pewne jest, że wiele niewybuchów pozostało na terenie Laosu do dziś. Mimo sporej sumy pieniężnej przeznaczonej przez Amerykanów na detonację bomb i oczyszczenie terenu, wciąż jest to kropla w morzu potrzeb.
Dobrej jakości stal, z której wykonana była amunicja, stanowi dobry materiał do wykorzystania w domostwie (jako podpory do budynków, oznakowanie dróg…). Stal bywa przetapiana na narzędzia rolnicze, naczynia, sztućce… w niektórych miejscach w Laosie można nawet kupić pamiątki wykonane z resztek ładunków. Taki rynek zbytu stanowi ogromne zagrożenie, gdyż chęć wzbogacenia się biednej części społeczeństwa przewyższa zdrowy rozsadek, przez co wielu naraża się na niebezpieczeństwo. Bez szkoleń zdesperowani biedą ludzie decydują się na przeszukiwanie terenów Laosu, w celu znalezienia amunicji. Oczywiście kończy się to tragicznie.
Szacuje się, że na terenie Laosu jest wciąż ponad 30 milionów nie zdetonowanej amunicji kasetowej. Niewybuch latami czeka spokojnie, aż sięgnie po niego handlarz metali, farmer lub… bezbronne dziecko. Mimo prób uświadamiania społeczeństwa wypadki te wciąż zdarzają się często, kalecząc i uśmiercając Laotańczyków. 40% ofiar to dzieci.
W odwiedzanych wioskach naszą uwagę często przyciągają pozostałości pocisków. Zrobiono z nich ogrodzenia, donice lub podpory domów. Wszystko, czego nie udało się sprzedać, wykorzystano w domostwie.
Przerażające jest to, jak w tamtych czasach manipulowano informacją. Amerykanie wyparli się, jakoby ich wojska działały na terenie Laosu i przez długi czas nikt nie miał pojęcia o sekretnej wojnie. Wierzyć się nie chce, gdy pomyślę o tym, że to wszystko miało miejsce zaledwie czterdzieści lat temu… ludzie, których spotykamy, wciąż pamiętają te czasy.
Ciekawe, że mieszkańcy Muang Ngoi, mimo dobrej znajomości angielskiego, nie są wylewni. Skinieniem głowy odpowiadają na powitanie, a uśmiech zachowują tylko dla najbliższych. Są uprzejmi, ale na tym koniec. Zastanawiamy się, czy taka ich natura, czy też to wojna pozostawiła sceptyczny stosunek do białych.
—————————————————
Zainteresowanym głębszym poznaniem tematu polecam film ‘Bomb harvest’ z 2007 roku