Sięgająca swoją tradycją pięciu tysięcy lat, znana na całym świecie i coraz bardziej popularna na zachodzie, tradycyjna medycyna chińska (TCM) już dawno przyciągała moją uwagę. Jeszcze kilka lat temu w Londynie, gdy doskwierał mi ból kręgosłupa, wybrałam się do chińskiego znachora, który serią masaży przeplatanych z akupunkturą sprawił, że ból zniknął bez śladu. Pamiętam, jak wybiegałam z jego gabinetu jakby lżejsza o kilka kilogramów i pędziłam do pracy do marokańskiej restauracji ‘Joie de Vivre’ zadowolona, że kolejna zmiana za barem przeminie tym razem bezboleśnie.
Innym razem, ten sam lekarz pomógł mi zwalczyć inną bolesną dolegliwość i właśnie to w akupunkturze jest najistotniejsze – pomaga uśmierzyć ból. Jednak, aby leczenie było skuteczne na dłuższą metę, lekarze bardzo wnikliwie docierają do źródła problemu, próbując jemu zaradzić, zamiast leczenia zaledwie symptomów, gdyż te lubią powracać. W ostatnich latach TMC osiąga również duże sukcesy w dziedzinie anestezjologii, gdzie bez udziału farmakologii znieczula się pacjenta podczas zabiegów czy operacji. Głównie, gdy typowa narkoza jest u danego pacjenta wykluczona z racji problemów z sercem lub płucami. Na moją prośbę Małgo obdzwoniła kilka miejsc i wynalazła dla mnie kinikę. Zgodziła się wybrać tam ze mną, by pomóc w komunikacji. Miejsce już z zewnątrz wygląda magicznie i tajemniczo. W oknach wielkie słoje z ziołami i grzybami o najdziwniejszych kształtach, gdzieniegdzie trafi się też jakieś żyjątko. A w środku sale o wysokich sufitach, każda mieści po naście pacjentów. Zabiegi wykonywane są jednocześnie, a więc w takim pokoju (z otwartymi na oścież drzwiami) leżą sobie ludziska jeden przy drugim, oddzieleni jasną zasłonką, i każdy doświadcza innego zabiegu. Są masaże, bańki, akupunktura… Przy drzwiach znajduje się biurko, przy którym lekarz mierzy puls pacjentowi.
Czekamy więc grzecznie na zewnątrz i tylko ja zniecierpliwiona zaglądam co rusz do środka. Siedzą już tak chyba z kilkanaście minut, a lekarz niezmiennie z kciukiem przy nadgarstku wsłuchuje się w puls pacjenta. Podobno lekarze chińscy potrafią rozróżnić setki rodzajów pulsu i na tej podstawie diagnozują chorobę. Moja kolej. Lekarz wskazuje na mały stołeczek, więc siadam niepewnie. Wtedy w Londynie nikt nie badał mi pulsu i nie było też tych kilkudziesięciu par oczu wpatrzonych we mnie jak w przybysza z kosmosu. Jestem tu niebywałą atrakcją, więc zarówno lekarze , jak i pacjenci, zaglądają z ciekawością w moją stronę. Dziwacznie się czuję, gdy Gosia na głos tłumaczy przy wszystkich, z jakim problemem przychodzę. A każdy nasłuchuje, gapiąc się bezczelnie. W Chinach mało kto zachowuje się taktownie i dyskretnie, a więc jeśli nie masz skośnych oczu i trochę inną budowę ciała, wzbudzasz zainteresowanie i wciąż podążają za Tobą niczym nieskrępowane spojrzenia Chińczyków. Gdy jest to zbyt uporczywe i irytujące, można wystawić język lub zrobić głupią minę. Działa natychmiastowo i Chińczyk odwraca głowę w drugą stronę, jak gdyby nigdy nic.
Jednak tutaj w gabinecie nie zamierzam stosować tych metod i cierpliwie znoszę wścibskie spojrzenia. Taki lokalny folklor. Lekarz po krótkim wywiadzie i niekończącym się odczytywaniu mojego pulsu zadaje jeszcze kilka pytań. Czy boję się zimna, jak śpię, czy mam bóle tu czy tam… W końcu oznajmia, że podstawowym problemem mającym wpływ na moje dolegliwości jest niskie ciśnienie krwi, czyli tłumacząc medycynę chińską na chłopski rozum, to nadmiar yin, a niedobór yang, a więc brak równowagi między nimi, przez co energia Qi nie może krążyć swobodnie. To tak bardzo w skrócie, bo temat jest oczywiście dużo bardziej skomplikowany.
Dostałam całą torbę ziół do picia przez dwa tygodnie. Paskudztwa nie daje się przełknąć – niemożliwie gorzkie piłam małymi łyczkami, by jakoś przetrwać. Lekarz przepisał mi też akupunkturę, a pierwszy ‘zabieg’ już dzisiaj.
Po chwili leżę na wąskiej leżance, ponakłuwana w różnych miejscach na całym ciele. Nakłucia nie sprawiają bólu, może tylko troszkę, gdy lekarz dokręca igły, czuć wtedy jakby opór mięśnia.
Nie ma krwi, czy ran – nic z tych rzeczy. Wszystko odbywa się w niewidzialnej strukturze energii.
Dobroczynne skutki odczuwam już po kilku sesjach i jest podobnie, jak wtedy w Londynie. Energii jakby przybywa i nie ma już tego ciągłego zmęczenia.
Namawiam też Pawła i również u niego bóle kręgosłupa znikają już po pierwszej sesji. Nie możemy się nadziwić, bo dolegliwości doskwierały nam już od dłuższego czasu. Uzdrowieni i pełni energii, ze wskazówkami od pana doktora, których oczywiście będziemy przestrzegać, możemy ruszać w dalszą podróż.
A dla zainteresowanych tematem tradycyjnej medycyny chińskiej poniżej kilka ciekawych linków. Uwaga, bo temat jest bardzo rozległy:
- http://www.chinmed.com/?dzial=9
- https://zenforest.wordpress.com//?s=akupunktura&search=OK
- https://zenforest.wordpress.com/2008/08/24/yang-i-yin/
- https://zenforest.wordpress.com/2008/05/22/energia-naszym-w-ciele-taoistyczny-punkt-widzenia/
- http://www.medycyna-chinska.com/artykuly/
- http://www.medycyna-chinska.com/akupunktura-mechanizmy-dzialania/
- http://www.acupuncture.com/
Polecam tez filmik na temat odkrycia lekarzy z Vancouver i o tym, jak akupunktura wspiera zapłodnienie metodą invitro: