Kerala

II

Pędzę tuk tuk’iem, czy też motorikszą w stronę przystani, z której odpływają promy z Fort Kochi do Ernakulam.

IMG_2858

IMG_3513

Do kasy są dwie kolejki – osobna dla kobiet i dla mężczyzn. Gdy pewien mężczyzna staje za mną w damskiej kolejce, natychmiast dostaje reprymendę od kasjera i wraca na swoją stronę.

IMG_3647

Stłoczeni za bramką do promu podróżni też trzymają się ściśle tej reguły, staję więc w grupie kobiet i obserwuję nadpływający prom pasażerski. Paweł codziennie odbywa tę podróż pływając do Ernakulam na swój kurs. Bardzo upodobał sobie ten środek transportu. Kołysanie fal, wiatr wiejący w twarz i uspakajający widok okolicznych wysp zasypanych palmami.

IMG_2786

Umówiliśmy się, że dziś po kursie Paweł zaczeka na mnie przy przystani Ernakulam. Stamtąd też ma nas odebrać kierowca Chacko – Raji. Tak. Wygląda na to, że jego rodzina ma własnego szofera. Schodząc z promu mijam śpiącego przy przystani mężczyznę i po raz kolejny uświadamiam sobie, że Indie pełne są kontrastów. Już po chwili jedziemy nowoczesnym samochodem i zdajemy sobie sprawę z tego, jak niewiele tak naprawdę wiemy o Chacko. Raji mówi, że najpierw pojedziemy do YMCA odebrać jakąś studentkę, która też będzie na kolacji. Icuno okazuje się być Japonką. Prowadzi właśnie badania naukowe w Cochin na temat rozwoju infrastruktury  w tym  regionie. Opowiada nam trochę o sobie, mówi, że ojciec Chacko, który jest dyrektorem YMCA w Cochin, pomógł jej załatwić zakwaterowanie. Zaświtał mi w głowie pomysł, jakoby Icuno była przyczyną zmiany planów Chacko, szybko jednak okazuje się, że to tylko moja wybujała wyobraźnia…

Są godziny szczytu, więc stoimy w potężnym korku. Za szybą wszelkie możliwe pojazdy tłoczą się wykorzystując każdy wolny milimetr przestrzeni. Hinduskie miasta nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. Rzeki samochodów, tuk tuk’ów, rowerów – zmierzających nie wiadomo dokąd. Każdy, jak w amoku, pędzi przed siebie. Nagle droga się przerzedza i wjeżdżamy w wąską ulicę przystrojoną kolejnymi pięknymi rezydencjami. Wjeżdżamy w wąską polną drogę i już  znajdujemy się przed ogromną bramą. No cóż… Chcko nie wspominał, że mieszka w pałacu. Brama otwiera się, a na ganku stoi nasz przyjaciel z małym dzieciątkiem na rękach, obok podobny do niego brat.

Nasz przyjaciel wygląda na bardzo szczęśliwego, ale wydaje się też zmęczony. Nic dziwnego, skoro ma za sobą wędrówkę po Himalajach i podróż przez Nepal do Indii. Maleństwo na jego rękach to bratanica Samantha, córka Thomasa i Maryn. Babcia dziecka z dumą zaznacza, że to najmłodsze z jej wnucząt. Opowiada z błyskiem w oku o pozostałych pociechach, dzieciach najstarszego brata. Znów przypomina mi się nasz tawariszcz z kolei transsyberyjskiej. Wot, o sensie życia dowiesz się czegoś dopiero wtedy, gdy narodzą się twoje wnuczęta. Samantha rozgląda się z zaciekawieniem po twarzach wszystkich przybyłych gości. Katolicka rodzina nadaje swym dzieciom imiona chrześcijańskie. Chacko oznacza Jacob i tak też zwraca się do niego większość rodziny.

Dom wygląda bardzo okazale. Przy wejściu po lewej stronie zdjęcie Mahatmy Ghandiego. Piękne obrazy, wazy i pamiątki z podróży. Bratowa Chacko Maryn częstuje nas wszystkich tradycyjną herbatą masala. Podekscytowani opowiadamy sobie z Chacko na przemian o swoich przygodach i zadajemy masę pytań, jakby bojąc się, że zabraknie czasu, by dowiedzieć się wszystkiego. Cieszy nas, że i Chacko odwiedził Yunan. On też spędził tam przepiękne chwile. Polubił Dali, wędrował przez Tiger Leaping George, a Shangri La wywołało w nim równie smutne odczucia. Opowiada nam też o Litang, do którego my nie dotarliśmy, oraz o swojej wyprawie w góry, która niemal skończyła się dla niego tragicznie. Nie zapewnił sobie wystarczająco dużo czasu na aklimatyzację i na wysokości ponad 5000 m. n. p. m. zaczął się czuć bardzo źle. Kontynuował jednak wędrówkę, gdyż szkoda było mu rezygnować z treku. Po powrocie wylądował w szpitalu, podłączony do kroplówki i tlenu, ale po kilku dniach odpoczynku odzyskał siły. Wyliczamy z niedowierzaniem kolejne sytuacje, kiedy podczas swojej podróży otarł się o poważne niebezpieczeństwa… Chacko wspomina mongolską przepowiednię, w którą niemalże uwierzył podczas odwiedzin w Aryabal  Meditation Centre. Na zakończenie dodaje z dumą, że 12 lipca skończył 35 lat. ‘I made it!’. Mongolska wróżba znalazła więc swoje dobre zakończenie.

Czekamy na pojawienie się wujka Chacko, który mieszka w New Jersey i odwiedza właśnie Keralę. Ma się pojawić również drugi wujek akupunkturzysta! Wygląda na to, że bedzie tu cała familia. Przede wszystkim jednak oczekujemy głowy domu, a więc ojca Chacko.

Icuno rozmawia o Bangkoku z Thomasem, który wraz z żoną spędził tam ostatni rok. Byli świadkami przewrotu i tego, jak parę miesięcy temu armia przejęła tam władzę. Maryn opowiada, że mieszkali w centrum i czas ten wspominają raczej ciężko. Chcąc przedostać się do innych części miasta trzeba było przejechać przez główny plac oraz miejsca protestów. Była wtedy w ciąży i nie najlepiej znosiła to wszystko. Na dodatek Thomas rozchorował się, więc nie czekając na pogorszenie całej tej sytuacji, postanowili wracać do Indii.

Wymieniamy się z Thomasem doświadczeniami związanymi ze zwalczaniem alergii pokarmowych, gdy jak na zawołanie wujek akupunkturzysta wraz z żoną stają w drzwiach. Witają się z nami serdecznie i już po chwili z zainteresowaniem słuchamy jego opowieści…

2 thoughts on “U keralskiej elity

    • haha! przeczytaj nastepny wpis kochana, tam c.d. :*

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*
*
Website

*