Rzeka Li
IV
Wioska Smoka / Dragon Village
Od razu zmierzamy w stronę rzeki, od której zdążyliśmy się trochę oddalić. Wspinamy się z rowerami na most.
Z jego dwóch stron na nabrzeżu oraz na samej rzece istny wysyp bambusowych tratw pełnych turystów i… Nowożeńców, którzy przyjeżdżają tu by zrobić sobie ślubne zdjęcie.
Po drugiej stronie rzeki naszą uwagę przyciąga mała kawiarnia, ceglany domek przy samej rzece. Przed nią kilka drewnianych stołów, huśtawka na sznurze…
Miejsce wygląda magicznie i jest całkiem puste. Szybko okazuje się, że to miejsce, o którym opowiadał nam Will. Zachwalał smaczne jedzenie i świeże soki… Tutaj też jest zejście do rzeki, więc po smacznym posiłku nie czekając chwili wskakujemy do orzeźwiającej wody. Xiao Jiao, właścicielka lokalu, przysiada się do nas po kąpieli. Jest piąta po południu i wrzawa na rzece stopniowo się uspokaja, gdyż turyści wracają swymi tratwami do Yangshuo. Xiao Jiao mówi, że za pół godziny wioska całkiem opustoszeje i zostaną tylko jej mieszkańcy. Dziewczyna otworzyła tę knajpkę pięć lat temu. Kiedyś w tym starym domu znajdowała się mała ‘fabryka ryżu’ i Xiao pokazuje nam nawet stare drewniane urządzenie, które, o ile dobrze zrozumiałam, służyło do jego przesiewu.
Korzystając z okazji, że mówi po angielsku, zasypuję ją pytaniami. Xiao opowiada nam o uprawie ryżu. Mówi, że w tym rejonie sadzi się go dwa razy do roku, w kwietniu i sierpniu, a po czterech miesiącach zbiera się plony. Dla porównania na północ od Guilin w górach, w miejscach, które słyną z połyskujących srebrzyście piętrowych tarasów ryżowych, sadzi się go tylko raz w roku, gdyż jest tam dużo chłodniej. Rośnie dłużej, dzięki czemu powstaje ryż długoziarnisty.
Opowiada nam też legendę związaną z tym miejscem i nazwą mostu oraz wsi. Podobno założyciel wioski, uczony, który przyjechał tu z daleka i w samym Pekinie zdobywał wiedzę oraz zdawał egzaminy uprawniające go do założenia osady, zbudował ją na początku piętnastego stulecia. Pewnego dnia, gdy próbował przeprawić się przez rzekę, zerwał się potężny deszcz. Mężczyzna długo i bezskutecznie walczył z żywiołem, gdy nagle z rzeki wynurzył się wielki smok i pomógł mu przejść na drugą stronę. Niedługo później , w 1417 roku, zbudowano tu most i nazwano go Mostem Smoka. Xiao Jiao mówi, że most jest z samych tylko kamieni i nie użyto do zbudowania go żadnych metalowych prętów czy drewnianych belek. Sposób ułożenia kamieni sprawia, że jest on wytrzymały.
Okazuje się, że nasza znajoma mieszka w samym Yangshuo i przyjeżdża tu codziennie rano do pracy. Jej ojciec, który przygląda nam się z oddali, mieszka w tym starym domu, którego parter służy za kawiarnię. Spędzają tu zwykle lato, a zimą, gdy nie ma turystów, przenoszą się do miasta. Xiao Jiao ma wtedy wolne i podróżuje. Robi się późno, więc pytamy, o której właściwie zamyka lokal. Dziewczyna odpowiada, że zwykle o tej porze dawno jest już w domu, jednak dziś nigdzie jej się nie spieszy i chce pobyć jeszcze z nami. Rozważamy opcję pozostania w Wiosce Smoka na noc, gdyż za dwie godziny zrobi się już ciemno. Xiao zabiera nas do pobliskiego domu, w którym mieszka jej kuzynka. Dwa najwyższe piętra należą do koleżanek kuzynki, które czasem wynajmują pokoje. Wspinamy się na samą górę, na dach z cudownym tarasem i nie możemy uwierzyć własnym oczom…
Z każdej strony roztaczają się góry, w dole rzeka, którą widać jeszcze daleko i gdziekolwiek nie spojrzeć – przestrzeń. Cieszę się na ten widok jak dziecko, a Xiao Jiao zwraca moją uwagę na kwiaty w donicach na tarasie. Po chwili wskazuje na jeszcze jedne schodki, a tam jeszcze jeden balkon, z którego krajobraz widoczny jest jeszcze dalej. To najwyższy budynek w okolicy. Xiao zabiera nas do pokoju z wielkim oknem oraz widokiem na rzekę i góry. Zerkamy z Pawłem niepewnie na siebie, z obawą, że nie będzie nas stać na takie cudo, jednak cena jest zupełnie niska… Czy to z racji znajomości, czy naprawdę w takim miejscu może być aż tak tanio, tego pewnie nigdy się nie dowiemy. Jednak patrząc przez okno swojego pokoju na czwartym piętrze, po raz kolejny podczas tej podróży stwierdzamy, że jesteśmy Dziećmi Szczęścia.
Wieczór spędzamy oczywiście nad rzeką. Przysiadamy się do ojca Xiao i układamy razem pasjansa przy cykadach świerszczy i szumie strumienia wpadającego do rzeki. Nie zabraliśmy naszych rozmówek chińskich, on też ani słowa po angielsku, więc siedzimy tak sobie w ciszy, nasłuchując odgłosów nocy.
Następnego ranka, gdy Paweł jeszcze smacznie śpi, patrzę przez nasze wielkie okno, jak wioska budzi się do życia. Pojedynczy mieszkańcy zmierzają na pola niosąc swój ekwipunek na długim palu na plecach, z którego dwóch końców zwisają kosze. Pierwsze bambusowe tratwy wypływają na rzekę.
Po chwili zza chmur wyłania się słońce, więc zapowiada się kolejny piękny dzień. Umówiliśmy się z Xiao Jiao, że przyjdziemy do niej na śniadanie, więc pora się zbierać. Przed nami trasa powrotna do Yangshuo, a chcemy jeszcze odwiedzić słynne miejsce Moon Hill.
Cudownie …