Łatwo jest kochać ptaszki, motyle, wiewiórki i kwiaty… O ile trudniej pająki, węże, szczury czy karaluchy! A przecież wszystko to jest częścią tej samej pięknej przyrody, tego samego wszechświata, z którym bądź co bądź mamy się przecież jednoczyć.
Gurumukh poświęca kolejny wykład filozofii opowiadając o tym, jak ważna jest obserwacja świata natury i miłość do niego. Prawie jak na zawołanie gdzieś w tylnym rzędzie dziewczyny zaczynają piszczeć. Przyplątał się karaluch i to wywołało ów przerażający wrzask. Grupa rozbiegła się na wszystkie strony i na nic zdały się uspokajające gesty nauczyciela, który w końcu odwrócił wzrok, gdyż nie był w stanie patrzeć na urządzone przez studentów polowanie.
Gdy już sytuacja została opanowana, a karaluch wylądował za oknem, Gurumukh próbował nas przekonać o tym, że ilość agresywnej uwagi, którą skierowaliśmy na to biedne stworzenie, wprawiła je w kompletną panikę. Zaproponował, by kiedyś przyjrzeć się temu, jak reaguje, gdyż w ataku paniki i emocji zbyt zajęci jesteśmy doświadczaniem strachu. Gdybyśmy tylko mogli powstrzymać lub przetransformować te emocje, nasz gość spokojnie powędrowałby w swoim własnym kierunku, nie czyniąc nikomu krzywdy.
Niby racja. Co też mały karaluch mógłby zrobić potworowi wielkości człowieka. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Szczególnie, gdy w grę wchodzi spotkanie z pająkiem. Wielkim jak pięść, grubym, włochatym, z ogromnym odwłokiem. Od przyjazdu tutaj mam już za sobą dwie nieudane akcje pozbywania się ze swego pokoju nieproszonego gościa. Za pierwszym razem, gdy zobaczyłam w swojej łazience pająka wielkości małej pomarańczy, poprosiłam o pomoc właściciela budynku, w którym mieszkamy. Zaledwie trzy sekundy zabrało mu… Pozbawienie go życia! Pac miotłą w ścianę, po chwili dobił go już na podłodze. Nie wiem, dlaczego założyłam, że pająk zostanie przetransportowany na zewnątrz w szklance, czy na przykład na dłoni. Paweł by tak zrobił!
Za drugim razem nieproszony gość był już wielkości grejpfruta.

IMG-20140908-WA0007Nie czekając ani chwili wybiegłam z pokoju, by wezwać grupę wsparcia, czyli naszą drużynę z odwołanego lotu, a więc Barbarę, Chrisa i Petrę.

IMG-20140908-WA0008Udało nam się zagonić bydlę na podłogę, nakryliśmy go wiaderkiem i delikatnie przesuwaliśmy wraz z nim w stronę drzwi. Na dworze okazało się, że jego odnóża złapały się pod wiaderko i biedak nie przetrwał próby eksmisji. Czułam się potwornie. W tak krótkim czasie poniosły śmierć dwa bogu ducha winne stworzonka. I to tylko dlatego, że panicznie boję się pająków. Powód ten nie wydaje się wystarczający.
Choć muszę przyznać, że lęk ten w moim przypadku nie równa się niczemu innemu. To swego rodzaju fobia, o której prawie zapomniałam, zawsze mając przy sobie swojego wybawcę Pawła, który nie tylko ratował mnie przed różnej wielkości potworami, ale też usuwał je zawsze w bardzo delikatny sposób, dzięki czemu żaden nieproszony gość nie doznał krzywdy. Wystarczyły dwa tygodnie, a ja urządziłam tu niezłą rzeź.
Tego dnia na wykładzie, podczas którego odwiedza nas karaluch – postanawiam, że zrobię wszystko, by nikt już nie musiał ginąć. Podczas posiłku rozmawiam z Gurumukh’iem o jego wspaniałomyślnej sugestii. Idea piękna, tylko jak to zrobić. Przecież czekanie, aż stwor pójdzie w swoim własnym kierunku, może potrwać wieki. Bardzo chciałabym otaczać wszystkie stworzenia akceptacją i ciepłymi uczuciami, jednak nic na to nie poradzę, że sam widok pająka przyprawia mnie o gęsią skórkę i dreszcze na plecach. Gurumukh radzi oddychać. Zwyczajnie. Usiąść na łóżku, patrzeć na potwora i oddychać. Zapewnia, że cały problem tej sytuacji sprowadza się do uspokojenia mnie i mojej wybujałej wyobraźni. Reszta nie istnieje. Pająk podobno nie zbliży się do mojego łóżka i będzie sobie spokojnie siedział w kącie pokoju, po czym pójdzie w swoją własną stronę…
Opowiada mi o tym, jak kilka dni spędził w jednym pokoju ze skorpionem, który mimo, iż jest jadowity, nie zaczepiany i nie prowokowany, również nie zrobi nikomu krzywdy. Na dowód pokazuje mi nawet zdjęcie. Podobno żył w jego pokoju dwa tygodnie, a Gurumukh ani przez chwilę nie stracił zaufania, że nic mu nie grozi. Byli przyjaciółmi!
Przez kilka dni panuje jako taki ‘pająkowy’ spokój. Jakby wszystkie w okolicy wiedziały, że przygotowuję się na swój wielki proces ujarzmiania lęku i postanowiły dać mi trochę więcej czasu. Mój pokój znajduje się na samym końcu budynku i zaraz obok już tylko drzewa i krzewy, więc pewnym jest, że pojawią się kolejni goście. A tutejsze pająki to prawdziwe giganty. Wychodzą po zmroku. Nigdy w życiu nie widziałam czegoś podobnego, chyba, że za szybką telewizora. Te tutaj są wielkości ręki i to na wyciągnięcie ręki!
Gdy pewnego wieczoru wpada do mnie Edyta i rozmawiamy w otwartych drzwiach, do głowy mi nie przychodzi, że właśnie zaprosiłam do siebie kolejnego gościa. Gdy zamykam drzwi za Edytą, zerkam na ścianę i zamieram. Moim oczom ukazuje się największy pająk, jakiego w życiu widziałam.

20140925_203318Wycofuję się powoli i ląduję na łóżku. Co tu teraz!!! Jest zbyt późno, by kogoś wołać. Mogłabym pobiec za Edytą, ale co, jeśli skończy się kolejnym morderstwem. Obiecałam sobie, że już żaden nie zginie. Pora wydorośleć. Jezu, jaki on jest wielki! On czy może ona? Cholera go wie. Na początek trzeba oswoić potwora. Nazwę go Heshe – skoro nie wiadomo, jaka płeć …‘He’ czy może ‘She’… Nie będzie Heshe! Ok. Już mi trochę lepiej. Wcale nie, trzęsę się cała jak osika. Co ja mam zrobić??? Przecież nie zmrużę oka. Oddychaj. Siadam wyprostowana na łóżku i zaczynam oddychać, patrząc na Heshe’ego. Rzeczywiście, natychmiast stał się jakby mniejszy, zupełnie niegroźny, wcale nie pędzi w moim kierunku, by atakować. Siedzi w tym samym miejscu, co przed chwilą. Gdy znów się zapowietrzam – zimne dreszcze wracają. Jeszcze kilka oddechów i zaczynam z nim rozmawiać. Umawiamy się, że nic mu nie zrobię, jeśli pozostanie w kącie za drzwiami i przez całą noc nigdzie się z niego nie ruszy. Heshe jakby usłyszał, bo natychmiast zmyka za zasłonę za drzwiami.
Przepełnia mnie zasłużona duma, głównie dlatego, że jeszcze nie pobiegłam nigdzie z krzykiem po pomoc. Jestem zmęczona, więc postanawiam dać spokój pająkowi, który schowany za zasłoną, jakby przestaje istnieć. Szykuję się do snu i po krótkim przypomnieniu warunków tymczasowego pobytu Heshego, zmierzam do łóżka. Bóg jeden wie, jak długo oddycham, zanim zasypiam.
Rano po otwarciu oczu z ulgą przekonuję się, że Heshe jest wciąż w umówionym kącie i chcę wierzyć, że przez całą noc nie ruszył się z niego ani trochę.
Problem wraca, gdy przychodzę wieczorem po zajęciach i przypominam sobie o moim współlokatorze. Koleżka widać miał czas się rozgościć, bo przemieszcza się właśnie po ścianie tuż przy moim łóżku. Łóżko co prawda ogromne, a on z jego drugiej strony, nie tam gdzie śpię, jednak jest to dość konkretne naruszenie naszej umowy! Siadam na łóżku i zaczynam oddychać. Ok. Nie jest aż tak źle. Przecież biedak spaceruje sobie tylko po ścianie, której ja i tak nie używam. Siedzę tak przez jakiś czas, rozmawiając z Heshem i namawiając go, by wrócił za zasłonkę ‘Skoro przylazł aż tutaj, to z pewnością dla niego żaden problem, by wejść na łóżko.’ Oddychaj. Skup się na tym, co jest, zamiast wymyślać przerażające historie. My ludzie mamy niesamowitą zdolność do tworzenia scenariuszy, z których większość nigdy się nie wydarzy.
Gdy po kolejnej sesji oddechowej zaczynam godzić się z wizją kolejnej nocy z Heshe’im, ktoś puka do drzwi. To Hannah. Tuż za nią przychodzi jej chłopak Dave. Przedstawiam im Heshe’ego. Są wyraźnie zaskoczeni jego rozmiarami przyznając, że zakładali, iż przesadzam. Proponują, by za pomocą zmiotki skierować Heshe’go w kierunku drzwi. Zastanawiam się nad tym przez chwilę, po czym zgadzam się, zaznaczając, że bardzo mi zależy, by podczas tej akcji nie ucierpiał. Hannah delikatnie przysuwa zmiotkę do Heshe’ego, na co on natychmiast zmyka za nocnym stolikiem. Nie miałam pojęcia, że potrafi tak szybko chodzić. Podczas naszych ‘rozmów’ przemieszczał się zwykle powoli. Gdy odnajdujemy go pod stolikiem i próbujemy wywabić z kryjówki, Heshe’s ucieka pod łóżko. To koniec! Łóżko jest zabudowaną ciężką skrzynią, do której nie ma szans się dostać. I jak tu teraz nie wyobrażać sobie, jak wychodzi spod tego łóżka w środku nocy prosto na mnie, gdy ja smacznie śpię!!!
Dodatkowo na pewno go rozzłościliśmy swoim atakiem z miotłą, więc może być nawet groźny. Dave traci cierpliwość. Mówi, że idzie spać i prosi, byśmy go zawołały, gdy mojemu życiu będzie zagrażało jakieś realne niebezpieczeństwo. Hannah obiecuje pozostać ze mną tak długo, jak tylko będę jej potrzebować, nawet, jeśli miałoby to oznaczać wspólną nockę. Gdy już opanowuję panikę, zaczynam próbować jasno myśleć. Łóżka nie ma szans ruszyć, nie ma też możliwości by spać gdzieś indziej. Hmm.. Schowam się w śpiworze i jakoś to będzie. Brrrr… Już widzę, jak Heshe wychodzi spod łóżka wprost na mnie i zasuwa po mojej twarzy. Zrywam się na równe nogi. ‘Hannah, nie dam rady. To zbyt wiele.’ Hannah stoi właśnie przed lustrem i tworzy coś ze swojej chusty owijając ją wokół swojej twarzy. „A co gdybyś spała tak?”

20140925_220708 Hmm… To jest myśl. Przynajmniej nie będzie dotykał mojej twarzy. Jakoś łatwiej wyobrazić sobie ewentualny kontakt z pająkiem poprzez chustę, niż tak bezpośrednio! Wpadam też na pomysł, by otwór pod łóżkiem zakleić taśmą, pozostawiając tylko mały przesmyk z drugiej strony łóżka, przez który Heshe będzie mógł grzecznie wrócić na swoją ścianę.

20140925_224616 Nie jest istotne, jakie jest prawdopodobieństwo takiego czy innego zachowania Heshe’ego. Ważne, bym ja w to uwierzyła. Kilkakrotnie odgrywamy z Hannah sytuację, w której Heshe spod łóżka kieruje się prosto na ścianę i tam już zostaje do rana.
Jest późno, więc namawiam ją, by wracała do siebie zapewniając, że już dam sobie radę. Wciąż się boję, ale przecież musimy w końcu iść spać. Hannah nie może tu ze mną siedzieć w nieskończoność. To wszystko jest już wystarczająco idiotyczne. Hannah zostawia mi swoją chustę, którą owijam twarz, chowając się głęboko w śpiworze. Gdyby nie ten potworny strach, widok samej siebie mógłby mi się teraz nawet wydawać zabawny.
Oddycham.
Osho kiedyś powiedział, że gdy skupiamy się na oddechu, nie jesteśmy w stanie wyrwać się poza chwilę obecną – nie ma więc lęku przed tym, co może się wydarzyć, ani też rozpamiętywania przeszłości. Nasza uwaga jest całkowicie tu i teraz. Zasypiając oddycham jak nigdy wcześniej, całkowicie obecna, oddaję się medytacji. Heshe pewnie oddycha wraz ze mną.
Gdy budzę się w środku nocy, natychmiast zapalam światło i szukam Heshe’ego. Spróbujcie sobie wyobrazić, jak wielka jest moja radość, gdy spostrzegam go na ścianie tuż przy suficie. 20140926_023743W życiu tak się nie cieszyłam na widok pająka w swoim pokoju! ‘Kochany!!! Tu jesteś!’
Lepszy potwór w zasięgu wzroku niż schowany gdzieś pod łóżkiem. Proszę go, by tam pozostał i zasypiam spokojnie.

Rano witam go znów radośnie. Gdy siedzi na ścianie, jego obecność już nie robi na mnie tak wielkiego wrażenia. Dzielę się z nim swoimi uczuciami i wygląda na to, że zaczynamy się zaprzyjaźniać. Choć wciąż, gdybym miała możliwość wyboru – wolałabym pokój bez Heshe’go. Tego mu nie mówię. Wybiegam z pokoju zadowolona z siebie.
Po zajęciach Heshe siedzi grzecznie za drzwiami.
Odwiedza mnie Edyta, ta sama, przy której Heshe wkradł się przez otwarte drzwi. Gdy zjawia się u mnie w pokoju, pokazuję jej swego współlokatora już bez większych emocji.
‘Spory jest, choć ja się nie boję pająków. Jeśli chcesz, mogę go dłonią delikatnie skierować do drzwi’.
Chyba jest mi wszystko jedno, proszę tylko, by nie zrobiła mu krzywdy. Edyta wskakuje na krzesło, otwiera okienko nad drzwiami i dotykając delikatnie Heshego kieruje go w stronę wyjścia. Mój przyjaciel powolnym krokiem spokojnie opuszcza lokal. Poszedł. Zamykam okno. Jesteśmy zupełnie same. Niesamowite! To było naprawdę aż tak proste. Żadnych mioteł, wiader czy taśm… Historia zatacza koło – Heshe przyszedł wraz z Edytą i z nią też sobie poszedł.
Gdy zostaję sama, robi się nawet trochę pusto i smutno. Przywykłam już do tego zaglądania we wszystkie kąty, w celu zlokalizowania Heshego. Zasłaniam jednak otwór pod drzwiami, by nie dopuścić do kolejnych odwiedzin, po czym z dumą myślę o swym wielkim wyczynie. Spędziłam dwa dni i dwie noce z pająkiem wielkości mojej dłoni w jednym pokoju, cierpliwie (prawie) czekając, aż sam postanowi odejść.
I przekonałam się o tym, że nawet tak małe stworzonko reaguje na rodzaj uwagi, jakim go obdarzamy. Biegnie przerażone, gdy celujemy w niego miotłą lub kroczy z wdziękiem dotykane delikatnie naszą dłonią. Chcę o tym pamiętać.

 

 

 

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*
*
Website

*