Rzeka Li
III

Wzdłuż rzeki Yulong

Na dzisiejszy dzień zaplanowaliśmy trasę wzdłuż mniejszej rzeki Yulong – na zachód od Li i miasta Yangshuo. Postanawiamy tym razem wypożyczyć rowery w bardziej zaufanym źródle, gdyż te wczorajsze rozklekotane trochę ‘dały nam popalić’. Polecana w przewodniku firma Bike Asia szybko zyskuje nasze zaufanie. Sprzęt jest genialny i warto wydać na niego trochę więcej kasy, szczególnie, że przed nami dwudniowa przygoda z noclegiem gdzieś po drodze. IMG_6768
Will, który wypożycza rowery, opowiada nam o samej trasie i udziela niezbędnych wskazówek i już po chwili jesteśmy w drodze. Moje plecy obite po wywrotce na schodach dają o sobie znać. Ruchy na rowerze mam dość ograniczone, jednak mimo niewygody postanawiam nie rezygnować z takiej przygody. Już na samą myśl o autobusie robi się słabo. Bardzo chcemy dotrzeć do opisywanego w przewodniku Dragon Bridge, który jest po północnej stronie rzeki. Pojedziemy więc zachodnim brzegiem rzeki Yulong na północ. Początek trasy nie jest zbyt przyjemny, gdyż jedziemy wśród całej masy samochodów i skuterów. Niby nic nowego, zarówno w Pekinie, Szanghaju, jak i Suzhou ścieraliśmy się z tempem ulicy, jednak dziś moja tolerancja na takie natężenie ruchu z jakiegoś powodu jest dużo mniejsza.
Może to brak dzwonka u kierownicy. Bez niego na drodze stajesz się niewidoczny i całkowicie bezbronny. Gdy dwie kobiety wyjeżdżają wprost na mnie, tracę cierpliwość. Z lewej ulica i sznur pojazdów, z prawej zaparkowane samochody, więc zupełnie nie ma gdzie zjechać, a tu jadą sobie pod prąd dwie rozgadane paniusie. Ledwie wyhamowałyśmy twarzą w twarz. ’W T F?!’ IMG_6274  Patrzą na mnie niewinnym i trochę przestraszonym wzrokiem. No tak, kto wie, czego się spodziewać po tej małej rozwścieczonej rowerzystce… Rozsądnie decydują się zejść mi z drogi!

Najgorsze, że tutaj tego typu zachowania na drodze są zupełnie normalne. Pośrodku drogi, między jej dwoma pasami, jest płot, do najbliższego ronda kawałek, więc kierowcy jadąc pod prąd zaoszczędzają sobie krążenia. Dodatkowo pojazdy wyjeżdżające z prawej strony mają pierwszeństwo i wjeżdżają zupełnie nie patrząc, więc nie ma mowy o chwili rozkojarzenia. Co chwila musisz hamować, by się z kimś nie zderzyć. Zaczynam wątpić, czy dam radę w tym wariackim pędzie. Jeszcze wspomnienie wypadków z Guilin, te nieszczęsne plecy… Wygląda na to, że wkradł nam się jakiś mały kryzys. Spokojnie, już za chwilę będziemy za miastem, a tam spokój wsi wszystko wynagrodzi z nawiązką! Kochany Paweł jedzie powoli i asekuruje mnie widząc, że zaczynam wymiękać.

Na szczęście po chwili już jesteśmy na wsi i soczysta zieleń koi zszargane nerwy, pozwalając złapać oddech.
Wąskie drogi rozchodzą się w różnych kierunkach, więc lokalni przechodnie wskazują nam ten właściwy. Wszyscy są bardzo pomocni i witają nas radośnie. Dojeżdżamy do pierwszego mostu na rzece, przy parkingu, gdzie turyści wysiadają z autobusów i kierują się w stronę nabrzeża, by udać się na wycieczkę po rzece bambusowymi tratwami. Małe tratewki ukraszone kolorowymi parasolami wypełniają tu całą okolicę. Są dużo ładniejsze niż te głośne z silniczkiem na samej rzece Li. Tutaj tratwy są z prawdziwego bambusa (nie plastiku, jak przy Yangshuo), popychane długim kijem sięgającym dna suną po wodzie cicho i delikatnie. IMG_6431Otaczają nas tubylcy oferujący pływanie, jak również wszelkie możliwe pamiątki i bibeloty. Usuwamy się stąd szybciutko powtarzając stanowcze ‘Bują sie’ (czyt. nie potrzebuję, dziękuję).
Docieramy do rzeki, gdzie robimy przystanek i cieszymy się niepowtarzalnym krajobrazem. Podchodzi niziutka, filigranowej budowy ciała pani i proponuje zakup uplecionych wianków z kwiatów. Ma w sobie taką subtelność i delikatność, że zupełnie nie potrafię jej odmówić. Uśmiecha się przy tym serdecznie i łagodnie, z ciekawością przyglądając się naszym rowerom i nam samym. Wskazuję jej mój wielki kask – wianek, choć piękny, nijak się nie nada. Wyciąga więc z torby pistolety na wodę z nadzieją, że może te nas skuszą. Niczego od niej nie chcemy, ale coś sprawia, że bardzo chciałabym ją wesprzeć. Paweł przypomina, że Chińczycy nie biorą pieniędzy, jeśli nic się od nich nie kupuje (obce też im są napiwki, których nie powinno się tu dawać). Pytam więc, czy mogę zrobić sobie z nią zdjęcie, ustalamy cenę i już po chwili uśmiechamy się do kamery. Niesamowite! Staruszka jest tak drobna, że jestem przy niej wielkoludem. Wszystko jest takie względne… IMG_6430Za mostem kolejny parking, a na jego końcu zaczyna się mniejsza droga przez wioski. Zwracamy uwagę na wysokie domy gościnne, których jest tu kilka. Być może wracając właśnie tu przenocujemy… Warto się rozejrzeć. Za wioskami wjeżdżamy w najpiękniejszą i najzieleńszą krainę pod słońcem.

IMG_6444Krowy i byki urządzają tu sobie kąpiele w stawach i strumieniach, ptaki śpiewają, słychać cykady świerszczy, a w stawach rechoczą żaby. Kaczki wygrzewają się na kamieniach.

IMG_6462I wszędzie dookoła wznoszą się zielone góry upstrzone bambusowymi drzewami, które, trochę jak zielone fajerwerki, wystrzeliwują u podnóża gór. IMG_6450

IMG_6455Na polach pusto. Słońce praży dziś znów niemożliwie, więc farmerzy zjawią się tu pewnie, gdy upał troszkę puści. Zatrzymujemy się od czasu do czasu w cieniu drzew, by odetchnąć.

Po siedmiu kilometrach żużlowo-błotnistej drogi w tym przecudnym otoczeniu, docieramy do Dragon Village.

IMG_6484

3 thoughts on “Wzdłuż rzeki Yulong

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*
*
Website

*