Rzeka Li
VI
Z Wioski Smoka na Księżycowe Wzgórze
Droga powrotna, tym razem po wschodniej stronie rzeki, jest jeszcze piękniejsza niż wczoraj. Mijamy stawy, małe tradycyjne cmentarze chińskie oraz kolejne pola ryżowe.
Część trasy okazuje się być bardzo błotnista, do tego stopnia, że zmuszeni jesteśmy prowadzić rowery. Upał jest nie do wytrzymania, więc regularnie zatrzymujemy się w cieniu drzew na przystanek. W jednej z wiosek młoda kobieta oferuje nam odpoczynek u siebie w domu. Częstuje nas zimną wodą z lodówki, a gdy siadamy z orzeźwiającym napojem w ręku, podaje nam wachlarze. Korzystając z jej gościnności, siedzimy tam chwilę wachlując się i schładzając przed dalszą drogą. Kobieta usadawia się na leżaku obok i przygląda nam z zaciekawieniem. Za pomocą pojedynczych chińskich słów i gestów udaje nam się dowiedzieć, że nie mieszka tu na stałe i spędza tu czas, gdy pracuje w polu.
W następnej wiosce spotyka nas całkowicie odwrotna sytuacja. Chcąc dojechać do znanego w okolicy wielkiego starożytnego drzewa Big Banyan Tree zjeżdżamy z głównego szlaku i docieramy do małej osady. Miejscowi mężczyźni pracują w upale stawiając fundamenty pod dom. Jeden z nich wybiega na drogę i tarasuje ją swoim ciałem. Zabrania nam jechać dalej i mówi, że jeśli chcemy zobaczyć drzewo, musimy wykupić u niego pływanie tratwą i wtedy on nas tam zabierze. Cenę podaje bardzo wygórowaną i kompletnie nie znosi sprzeciwu. Gdy jego głos przybiera agresywny ton, zawracamy nasze rowery i ruszamy z powrotem na główną drogę prowadzącą do Księżycowego Wzgórza. Przykro nam, że przegapimy taki ewenement przyrody. Widocznie wyczerpaliśmy już swój przydział szczęścia na ten dzień 😉
Na miejsce docieramy w samą porę, gdyż zaraz po zamówieniu na obiad chińszczyzny, zrywa się potężna ulewa. Przysiada się do nas małżeństwo z Francji i podczas wspólnego posiłku rozmawiamy sobie o Chinach. Po obiedzie niebo przejaśnia się, więc przyglądamy się Księżycowej Skale.
Jeszcze tylko przejażdżka rowerowa po okolicy, by dobrze przyjrzeć się Księżycowej Skale i wracamy do Yangshuo.
Wieczór spędzamy oczywiście z Xiao Jiao, która zabiera nas do chińskiej knajpy ze wspaniałym jedzeniem. Na kolację kacze jaja, tofu z warzywami, brokuły, sałatka z ogórka z czosnkiem, sosem sojowym i nasionami sezamu. Dodatkowo jaja z okrą, która okazuje się być ciekawym warzywem o delikatnym i trochę gorzkawym smaku. Prawdziwa pożegnalna uczta.Włóczymy się jeszcze razem wieczorem po mieście i obmyślamy naszą częściowo pieszą trasę powrotną do Guilin następnego dnia. Przykro jest żegnać się z Xiao, której towarzystwo bardzo polubiliśmy, jednak zdajemy sobie sprawę, że pożegnania to nieodłączna część podróży i trzeba chyba do nich przywyknąć. Jak zwykle z nadzieją, że jeszcze kiedyś się spotkamy.